Przejdź do zawartości

Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1872 No1 part2.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Myślę że to nawet niepodobna! szepnęła Palczewska złośliwie.
— Jak to pani rozumie? obrażony podchwycił Grejfer.
— Temperamenta, charaktery, wychowanie, upodobania macie panowie różne. Pan stworzony jest do świata i salonu, on do cichego życia domowego i życia pracy. Trudno żeby się on podobał lub pan jemu.
— Wcale się też o to nie starałem, z przymuszonym uśmiechem odezwał się młody człowiek, zresztą jak to zwykle u wód bywa, rozjedziemy się i więcéj nie spotkamy. Co się tycze tych, jak je pani zowie plotek.. ja o nich nic nie wiem... nic nie wiem.
— Bardzo mnie to cieszy.. tak bezsensownego nic byś też pan nie powtórzył — zakończyła pani Palczewska żegnając go skinieniem głowy. Greifer jednak choć odprawiony, niespokojny nie miał ochoty odejść. Czuł potrzebę tłomaczenia się dłuższego, język mu swierzbiał.
— Na podobne gadaniny najlepiéj nie zwracać uwagi chociaż trudno ludzi obwiniać, rzekł z przymuszoną żartobliwością. Pan Karol Surwiński koniecznie w nim chciał widzieć jakiegoś zamaskowanego magnata, nie dziw że drudzy odkryli awanturnika. Po cóż się tak z sobą ukrywać, i dla uczynienia zajmującym osłaniać tajemnicą?
Hrabina szła nie odpowiadając nic, Grejfer dodał jeszcze..
— Na każdego z nas ludzie plotą choć jesteśmy znani i tutejsi, cóż dziwnego że i na obcego również.
Nie odebrawszy i na to żadnego słówka odpowiedzi, skłonił się wreście i powoli odszedł.
W tem pozornie tak spokojnem i wesołem towarzystwie, złożonem z ludzi sobie po większéj części obcych i przypadkowo na krótki czas zgromadzonych, przymuszona wesołość okrywała nurtujące spodem prądy małych intryżek, zachodów i mrówczą krzątaninę tego gatunku ludzi, którzy nie mogą wytrzymać żeby pod pretekstem własnego interesu lub moralności publicznéj, bliźnim nie szkodzili. Przezacny Surwiński pracował nad wyjaśnieniem prawdy, pani prezesowa nad odkryciem fałszu, Grejfer nad sprawą własnéj kieszeni, naostatek hrabina musiała się rozerwać. A że los na pastwę im wszystkim wydał w tym roku pana Pilawskiego i Domską, padali nieszczęsliwi ofiarą. Szczęściem mimo podejrzeń gorliwego czarno-żółtego Mamrotha, o których wspomniał Hercogowinie, bliższe badania okazały fałsz tego domysłu i ocaliły panią Domską od możliwéj jakiéj nieprzyjemności, w czasie wojennym mogącéj mieć następstwa groźne. Mamroth który lubił się gorliwie zajmować — (dla dobra ogółu) — śledzeniem indywiduów zdających mu się podejrzanemi, gdy raz powziął myśl iż przybyła z Berlina osoba, mogła mieć jakąś misję półurzędową, systematycznie wziął się do odkrycia prawdy. Napisał dokąd należało, odebrał odpowiedź, posłał raport i.... nierychło otrzymał zawiadomienie, iż omylił się grubo. Właściwe i kompetentne organa bezpieczeństwa publicznego oznajmiły mu, kto była pani Domska i uspokoiły zupełnie.
Urzędnik ten nadto był sumiennym, ażeby powiedziawszy domysł nieusprawiedliwiony przyjaciołce prezesowéj, nie miał go po bliższem zbadaniu rzeczy odwołać. Spotkawszy więc na przechadzce