Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1872 No12 part5.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

co na Boga! nie rozumiem... nie pojmuję. Czy zabił kogo?
— Nie, ale prawie gorzéj niżby on kogo zabił... bo on sam zabity na wieki wieków.
— W jaki sposób? mówże zlituj się.
P. Szczęsny tarł włosy, ruszał ramionami, zżymał się, stanowcze słowo owe przez usta mu przejść nie mogło. Obawiał się, wstrzymywał, dławił niem. Ilekroć spojrzał na tę królewską postać swéj Elwiry a predykat, krawiec, żenił się w jego wyobraźni z tym ideałem.. tracił przytomność. Jak jéj to powiedzieć. Milczał. 5
— Dziadku, na miłość Bożą, niech wiem co mnie czeka, błagała Elwira, niech wiem.. nic okropniejszego nad niepewność! głowę tracę. Możeż być splamionym, niegodnym mnie.
— Jak ja ci to powiem... jest to... jest to trywialne tragiczne rozwiązanie, wyjąknął dziadek ocierając pot z czoła, tragicznie trywialne...
Elwira bladła.
— Dziej się wola Boża.. zawołał spojrzawszy na nią stary, twój Pilawski jest: krawiec!
Wnuczka zrazu nie zrozumiała.
— Jakto, krawiec? spytała.. co to ma znaczyć?
— Jest bogaty krawiec, krawiec! powtórzył dziadek...
— Przyjaciel hrabiego Ernesta! wykrzyknęła Elwira, to nie może być! Hrabia Ernest dla niego tu przyjeżdżał, sam mi się dziś do tego przyznał.
— Takich hrabiów teraz mnóstwo co dla tonu całują się z krawcami. Czas mamy taki! ale nie mniéj jest to, krawiec.
Spojrzał na Elwirę, która stała blada, milcząca głowa jéj zwolna jak więdniejący kwiatek schylała się na pierś.. ręce się zeszły i konwulsyjnie ściągnęły, nie mówiąc słowa poczęła przechadzać się po pokoju zadumana, przybita. Dziadek chciał jéj dać saméj ból ten przetrawić w sobie, nie odzywał się także. Naostatek nie mogąc się doczekać by przemówiła, ozwał się już sam do niéj.
— Cóż ty na to?
— Krawiec! śmiejąc się dziko, dziwnie, ironicznie zawołała Elwira, krawiec! Fatalność, przeznaczenie, szyderstwo doli nade mną.
— Czynię tylko tę uwagę, rzekł dziadek, że naprzód jeszcze ci nie zapomniano, iż jesteś córką modystki.. pójdziesz za krawca, toś skazana żyć między naparstkami.. i nie więcéj. Elwira milczała chodząc.
— Cóż ty na to? poczekawszy rzekł stary.
Ruszyła ramionami i powtórzyła z rodzajem bolesnéj skargi, krawiec..
A potem chodziła znowu..
Dziadek zmiarkował wreście, że stanowczą rolę on powinien był odegrać, że Elwira walczyła z sobą.
— Mnie się zdaje, rzekł spoglądając na zegarek, że gdybyśmy nocnym pociągiem wyjechali gdziekolwiek bądź, wszystko jedno dokąd byle ruszyć z Berlina.. to by było najlepiéj.
Wnuczka nie mówiła nic, milczenie było wymowne, upokorzona, z sercem ścisniętem płakała.
— Powiem pani Sciańskiéj, żeby maleńki kuferek upakowała: ona tu może zostać a my się przejedziemy nad Ren.. czy do Ems.. na parę tygodni. Powietrze zdrowe.