Przejdź do zawartości

Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1872 No12 part4.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dziadunio aż wstał, krew mu biła do głowy, począł chodzić po salonie. Co tu robić! co tu robić!
Jak na złość Elwira była wesołą, śmiała się, wyprowadzić potrafiła Pilawskiego z jego zadumy, zagrała na fortepianie.. potem przepatrywano Albumy. Dziadek się przysłuchiwał rozmowie. Jeden właśnie z tych zbiorów zawierał szkice nowożytnych malarzy do słynniejszych obrazów. Zaczęto rozprawiać o artystach. Pilawski mówiąc o tem nie umiał być zimnym. Wygadał się ile oryginalnych kompozycji ma u siebie i jakie.
— A! to pan masz tak cenny gabinet? zapytała Elwira..
— Jest to jedyny zbytek którego się dopuszczam, odpowiedział Pilawski.
— Patrzcie, szepnął dziadek.. krawiec ma galerję obrazów.. otóż to czasy! Gdy o tem mówi, kogożby nie zbałamucił? Można sądzić że udzielne książątko.
I strasznie zakwaszony chodził znowu ręce w tył założywszy. Z rozmowy okazywało się oprócz tego, że ma bibliotekę, że ma piękne i rzadkie kwiaty. Wszystko to do ostatniéj niecierpliwości doprowadziło pana Szczęsnego. A że poufałość rosła niezmiernie między młodemi ludźmi, i już tego wieczoru postęp był bardzo widoczny, Szczęsny powiedział sobie, że tu już nie ma co zwłóczyć i gordyjski węzeł nożycami krawieckiemi przeciąć co najprędzéj należy. Czekał tylko aby po herbacie odszedł sobie p. Gabriel i tegoż wieczora postanowił otwarcie rozmówić się z wnuczką. Pilawski widział zły humor starego i trwoga go ogarniała, ale spodziewał się i tak prędzéj czy późniéj katastrofy.
Po herbacie Elwira grała drobne noveletty i fantazyjki Schumanna, jedną ze scen leśnych, potem kawałek karnawału wiedeńskiego, przyszli na stół Schumann, Chopin, Schubert.. zabawiło to do późna. Szczęsny tylko chrząkał i pokaszliwał, aby im rzeczywistość przypomnieć. Pożegnał na ostatek chłodno odchodzącego, a sam spiesznie do salonu wrócił. Pani Sciańska jakby przeczuwając coś wyszła, chociaż nie daléj jak w sąsiedztwo drzwi drugiego pokoju.
— Coś dziadunio mi dziś, gdy ja jestem tak wesoła, tak szczęśliwa, wcale nie dopisał.
Stary ruszył ramionami.
— Zachciałaś, rzekł, starzy mają swe widzimisia.
— Czyż Gabriel się nie podobał?
Stary poprawił dobitnie. Pan Pilawski?
— Tak, uśmiechając się powtórzyła wnuczka, pan Pilawski.
— Pan Pilawski na wejrzenie każdemu się podoba, to nie ulega wątpliwości, ozwał się dziadek, ale....
— Jest, ale......
— Jest! stanowczo rzekł dziadek.
Elwira zbladła przystąpiła do niego. Stary był poważny, chłodny i myślał. Muszę ją przygotować, bo gotowa mdleć.
— Naprzód, odezwał się, siądź moja droga, spokojnie, pięknie, a potem zwolna się rozmówimy...
Nie domówił tych wyrazów gdy Elwira pochwyciła go za obie ręce. Dziadku, serce! nie miéj mnie za dziecko.. nie złoć mi pigułki, nie zaprawiaj lekarstwa, mów otwarcie.
— Będę mówił, otwarcie, ale...
— Byłeś u Levisona?
— Byłem.. rzekł stary, jeszcze z rana.
— Cóż on powiada?
— Że go zna, że znał ojca jego, że człowiek zacny uczciwy, dobrze wychowany, bardzo majętny i jego osobisty przyjaciel.
Dziadek ruszył ramionami: Ale przyjaciel Levisona, to jeszcze nie wielka rzecz.
— I cóż może być przeciwko niemu! łamiąc ręce zawołała Elwira, jeśli uczciwy, rozumny i majętny,