Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1872 No11 part3.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Rób pan z bankierem co chcesz.. a przychodź na obiad do mnie potem.. zobaczymy...
Pilawski upajał się dźwiękiem jéj głosu, blaskiem oczów i dobrocią jaką mu ukazywała.. rozum więc, rachuby, zimna krew poszły kędyś daleko, młodość nieopatrzna odzyskała prawa swoje. Zapomniał o niebezpieczeństwie...
— Do Levisona jadę zaraz, odezwał się posłuszny, a godzina u pani objadu?
— Czwarta.. Zwykle jadamy wcześniéj, dziś przez wzgląd na gościa i jego interesa, opóźniam o godzinę. To mówiąc wskazała mu domek ręką.
— Przypatrz się pan tylko dobrze, willi, numerowi, fontannie, bluszczom, abyś w mnóstwie podobnych cacek innéj nie wziął za moją.. Na tabliczce marmurowéj u bramy, napisał jéj właściciel chrzestne imię Villa de Fiori.
Pilawski się skłonił, podali sobie ręce.. Elwira na pierwszéj ławce jaką zobaczyła padła odpocząć. Ona także potrzebowała zebrać myśli.. Na wspomnienie bankiera Levisona z którym też pani Domska miała interesa pieniężne, zadrżała.. obawiała się aby Pilawski imienia tego nie wymówił i nie dowiedział się, że Domska miała niegdyś Magazyn Mód.. że była modistką...
Dotąd bowiem Elwira miała Gabriela za panicza, a przyjacielski stosunek z hrabią Ernestem, jeszcze ją bardziéj w tem przekonaniu utwierdził. Nie mogła też sobie wytłomaczyć, dla czego Pilawski wiedząc o niéj, natychmiast jéj nie szukał i wolał jechać do Londynu za interesami, niż gonić szczęście które mu się uśmiechało.
Nie znajdowała go przecież ostygłym.
Być mogło iż Ernest rozczarował go fałszywem opowiadaniem o Greiferze.. Niech będzie co chce, dodała Elwira spiesząc do willi, teraz, teraz.. on moim będzie, wróciła mi więc szczęścia nadzieja!
Odwróciła się do pani Sciańskiéj, która teraz zawiadywała w domu wszystkiem.
— Kochana pani moja, rzekła z uśmiechem, mam gościa zmartwychwstałego, gościa który mi jest najmilszym, proszę.. przyjmijmy go tak, żebym się nie wstydziła..
— Ale, pani moja, pośpiesznie zawołała towarzyszka.. biegnę do domu i zrobię co tylko można.. Czyż się pani kiedy za przyjęcie u siebie wstydzić potrzebowała?
— Idę z panią żywo, biegnąc poczęła Elwira, urządzimy razem przyjęcie...
Furtka willi była o kilka kroków tylko, a w niéj jak w ramach oprawny stał śmiejący się dziadunio z torbą podróżną w ręku.
— Otoż gość! rzekł a przyjmiesz że mnie. Na dwa dni tylko.. słowo daję.. Za dni cztery mam sesję na którą spieszyć muszę, a przybiegłem tylko moją pupillę zobaczyć, któréj jasna twarzyczka błogiem uczuciem mnie napełnia...
— Dziaduniu! krzyknęła rzucając mu się na szyję Elwira, nie dziw się ale w téj chwili jestem prawie szczęśliwa. Ten którego miałam za umarłego, o którego śmierci mi doniesiono.....
Dziadunio puścił torbę z rąk i uderzył w dłonie pulchne. Żyje!
— Żyje! przed chwilą go spotkałam tu.. przypadkiem.. Nie wiedział żeśmy tu jeszcze.. Jechał do Londynu. Hrabia Ernest, jego przyjaciel, powiedział mu żeśmy już na wsi...