Przejdź do zawartości

Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1872 No11 part1.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Takie było najmocniejsze postanowienie pana Pilawskiego, który upakować kazał co najprędzéj tłomoczek podróżny i nazajutrz już był na kolei. Złożyło się tak jednak iż rachunek znaczny miał do załatwienia w Berlinie, gdzie najmniéj dwadzieścia cztery godzin zatrzymać się musiał.
Bankier, z którym miał do czynienia, był człowiekiem bardzo oryginalnym i dla tego może Gabriel wolał z nim mieć interes niż z kim innym. Dziad jego Levison jeszcze przyszedł do majątku znacznego wielką obrotnością, ojciec już był cywilizowanym i salonowym, i trochę literatem i artystą. Obracał się w owych czasach w tych kołach, w których Varnhagena, Humboldta i całe grono myślące i czujące gorąco sprawy swego czasu, spotykać było można. Syna więc też wychował, niezaniedbując bankierstwa i giełdy zarazem, na wielostronnie wykształconego członka społeczności. Dom Levisona zupełnie od jego biura oddzielony był bardzo miłym i skupiał w sobie co najznakomitszego ma Berlin w dziennikarstwie, sztuce, między profesorami i literatami. Jak wszyscy ludzie rzeczywiście wyżsi, Levison nie miał ani upodobania w świecie eleganckim i arystokratycznym, błyszczącym tylko formą przyjemną, ani najmniejszéj pretensji do blasku i popisów; życie prowadził skromne, oszczędne prawie, ale nie żałował na przyjemności duchowe... lubił obrazy, książki, kwiaty, nadewszystko sztukę. Podobieństwo charakterów i gustów zbliżyło ich z Gabrielem, polubili się wzajemnie. Ile razy Pilawski był w Berlinie Levison gonił za nim, chwaląc mu się nowym Knausem, jakim rysunkiem Kaulbacha, szkicem Correlius’a, obrazkiem Lessinga lub Schnorra, krajobrazem Preller’a... rozprawiali o literaturze i spędzali kilka godzin przyjemnych. Tym razem Pilawski przybiegł tylko do biura dla uregulowania swych interesów i wexlów na Londyn... ale w biurze zastał Levisona, który go zaprosił do gabinetu... Pierwszem słowem było...
— Dziś u mnie na obiedzie!
— Nie mogę, jadę do Londynu i spieszę...
— Jeśli interes wymaga, ani słowa, ale za pozwoleniem, rzekł Levison, czy idzie o godzinę? czy obrachowany czas? czy jest rzeczywista konieczność czy gorączka? Jeżeli gorączka to wstrzymam was umyślnie dla tego, aby miała czas przejść, bo nie ma nie niebezpieczniejszego nad robienie interesu w gorączce...
Po krótkiéj rozmowie Gabriel przystał na obiad, po obiedzie miał wieczornym odjechać pociągiem..
Przez cały dzień nie było co robić, wyszedł na przechadzkę do Thiergartenu. Pora była piękna, korzystali z niéj i mieszkańcy Berlina, bo ulice ogrodu były przepełnione. Gabriel szedł z głową spuszczoną nie bardzo patrząc na to co go otaczało, gdy krzyk