Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1871 No52 part7.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wala, ostrożny i polityk, nie chciał się zaręczeniem kompromitować, lecz zdawał się pewny iż po obiedzie zaświeci upragnione słońce i choć przejażdżkę do Kościeliskiéj doliny odbyć będzie można. Wielka radość i pospiech.. zamówiono wózki, zgodzono przewodników, anglik wyszedł na zwiady i wrócił z dobrą otuchą.. Jakoż co chwila zaczynało być jaśniéj w górach, Giwont odsłonięty cały, dymił tylko szczytami... na dalszych.. wedle przepowiedni Williama dostrzedz było można leżący całun śniegowy...
Na prędce podano śniadanie; pierwszy promyk słońca przebijający chmury wywołał okrzyk radośny jedziemy.. Wózki już stały.. Droga która wczoraj płynęła strumieniem, była prawie oschła, potoki pozbiegały w doliny.. Z wesołem usposobieniem siedli goście na niewygodne wózki górali i wyruszono ku Kościeliskom..
Któż nie zna choć z imienia téj ślicznéj doliny, wjazdu do niéj, gór które ją otaczają, widoków na Polany, na Pylzny.. fantastycznych głazów sterczących wśród ciemnéj zieleni jodłowych lasów i uroczéj ciszy tego kąta zasianego czerwonawemi kamienami po deszczu rozsiewającemi woń jakby rozkwitłych fijołków.. Anglik nawet wchodząc Bramką, przyznał że dolina była bardzo piękną i miała swą radośną fizionomję. Hrabina nazbierała kamieni.. które chciała wieść na pamiątkę, towarzystwo całe, pieszo, po wodzie i błocie zachwycając się widokami, które zachodzące słońce cudnie ozłacało, posunęło się aż za Pisaną i jak najdaléj było można. Wózki zostawiono przy ruinach Łowczéj chaty i zajazdu.. Anglik wszakże oddając sprawiedliwość dolinie, łaknął szczytów, chciał się piąć wyżéj i z góry poglądać na grzbiety alp tutejszych. Przechadzka trwała prawie do mroku i wynagrodziła sowicie nudy oczekiwania. Następnego dnia, wyprawa do Morskiego oka całe towarzystwo jeszcze zajęła.. lecz już wracając z niéj hrabina znajdowała, że ma dosyć Tatrów i że bardzoby do Krynicy powrócić sobie życzyła.. William ofiarował się wprawdzie towarzyszeć chociażby jutro.. prosił jednak czyby mu parę dni nie dano urlopu, dla widzenia czegoś więcéj. Pilawski gotów był z nim pozostać.
— Zgodziłabym się na to z ochotą — odrzekła hrabina — lecz jakąż mam rękojmię, że mi pan słowa dotrzymasz? że zechcesz potem po złych drogach dobijać się do smętnéj Krynicy?
— Moje słowo — rzekł anglik... nigdym go w życiu nigdy nie złamał, słowo szlachcica angielskiego.
— A ponieważ pan Pilawski zostaje.. wkłada się nań obowiązek odprowadzenia aresztanta.... na miejsce...
Albert jechał z kuzynką i nieskończenie był rad że się tak małym kosztem obeszła podróż do Tatrów. Mógł bowiem mówić że w nich był, a zbytecznie się nie zamęczył i dosyć wygodnie powracał. Praktyczny człek był już nawet w lepszym humorze, gdyż biesiady w Zakopanem z kurcząt, jaj, grzybów i poziomek złożone, zaczynały mu ciężyć. Wzdychał, jak powiadał, do cywilizowanego życia warunków; hrabina także, choć się nie przyznawała do tego i składała odwrót przyśpieszony na obawę śniegu w górach.
Gdy powóz pani Emilji ukazał się około Warszawskiego hotelu w popołudniowéj godzinie przechadzki, wśród snujących się gości — cała Krynica poruszyła się, zadrgała i wieść o powrocie zelektryzowała dosyć znudzonych pacjentów... W tryumfalnym pochodzie przeprowadzono ją do domku, do którego już z rana poprzedziła ją bryka i kamer-