Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1871 No50 part8.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzieć — do niewidzenia! rzekła Elwira nie patrząc.
— A! prawda! a jednak zdaje się to — daruj mi pani, gdy się dla kogoś — prawdziwą, gorącą powzięło sympatję — prawie niepodobnem. Nie mogę temu uwierzyć, ażebym ja pań nigdy nie widział więcéj, i żeby ta droga dla mnie znajomość była tylko darowaną, krótką jasną chwilą życia — bez dalszego ciągu..
Elwira milczała, szli zbliżając się ku pani Domskiéj, jakby oboje zgodnie przedłużyć chcieli pochód ten nadzwyczaj powolnie — Gabriel stanął parę razy, Elwira się zatrzymała pod pozorem, że jéj się zdało iż córeczkę pani Jaworkowskiéj zobaczyła.
— Uczyń mi pani tę nadzieję raz jeszcze, że ja tu panie zastanę, odezwał się Gabrjel błagająco — a w każdym razie i tę drugą jeszcze, że jeśli szczęśliwy los dozwoli mi kiedy odszukać panie na świecie, znajdę u nich.. jak dawny znajomy.. łaskawe.. pobłażliwe.. przyjęcie.
— Bądź pan pewny — cicho szepnęła Elwira, że Krynicy najmilszem dla mnie wspomnieniem będzie towarzystwo pana.. lecz.. (zawahała się) — jako szczerze życzliwa mu, pozwól bym dodała — nie szukaj nas pan nigdy... Mam powody dla których.. nie chcę byś nas znalazł.. Pragnę w jego pamięci zostać taką nieokreśloną postacią, jaką tu byłam..
Wyrazy te niezrozumiałe zdziwiły p. Gabrjela.
— A, pani, przerwał — gdziekolwiek bym panie znalazł i cokołwiek by mi przecierpieć przyszło dla tego szczęścia — na wszystko jestem gotowy.. Tu przerwał chwilę — niestety! dodał cicho — ja to podobno... w tak dziwnem znajduję się położeniu wyjątkowem, że ono mi nikomu otwartéj nie dozwala podać dłoni...
Z kolei Elwira była zdziwioną i nie mogła sobie tych słów wytłomaczyć. — Lecz, któż wie, dorzucił Pilawski, zmienić się mogą okoliczności — będę się starał o to.. naówczas.. pani.. proszę wierzyć.. szukać ich muszę i znajdę.. Pani Domska zdala patrząc na tę rozmowę, zdawała się być niespokojną..
— Pozwól mi pani otwartszym być jeszcze.. wyciągając rękę ku dłoni Elwiry zawołał Pilawski — Jeśli w mem położeniu zajdzie zmiana, która by mi pozwalała bez obawy z podniesionem czołem szukać pani, czy mi tego za złe nie weźmiesz, czy mogę mieć nadzieję?..
Elwira szybko wyrwała mu dłoń, krew oblała jéj twarz.
— Ani słowa więcéj, ani słowa! rzekła pospiesznie, jestem zmuszoną panu wyznać, co mnie kosztuje.. że na życzliwość moją, na przyjaźń rachować pan możesz.. ale w mojem życiu i bycie są przeszkody które usunięte być nie mogą, a skazują mnie bym.. (głos jéj zacichł — dodała po przestanku).. zawsze została.. samą..
Chciała iść ku macte, Pilawski wstrzymał ją natarczywie, twarz jego promieniała. Pani, tylko słowo jedno, zachowaj mi tę życzliwość — resztę zrzuć na barki moje.. Nie ma na świecie czego by silna wola i szczere przywiązanie przemódz nie mogło.. byle.. bylem ja.. mógł tak czysty stanąć przed panią jak.. jak pragnę..
Ostatnie wyrazy były znowu dziwnie zagadkowe dla Elwiry.. milcząc podała mu rękę.
— Zostawmy losom przyszłość.. a teraźniejszość niech się nie truje przewidywaniem daremnem. Któż pewien przyszłości.. Do widzenia czy do niewidzenia, będziemy sobie przyjaciołmi, panie Gabrjelu...