Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1871 No50 part6.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

trzeci, a najwięcéj dotąd obiecujący, nie uda. Pani! a czyż się to godzi!
— Pani chyba żartuje.. Ale któż się tak późno do Tatrów wybiera.. koniec Lipca, lada chwila spaść mogą śniegi. Rok słotny!!
Tak wołali otaczający, pani Palczewska ruszała ramionami, milczała, słuchała a nareszcie wysłuchawszy, odparła zimno — jedziemy!!
Wiedzieli wszyscy że się p. Gabriel także wybrał do Tatrów — nagłe to postanowienie hrabinéj spowodowane wyraźnie jego wyjazdem wiele dało do myślenia. Już dawniéj krzywem nań spoglądano nieco okiem i wiele obudzał zazdrości we współzawodnikach: po tym wieczorze wszyscy wyszli obrażeni tem szczęściem.. Ponieważ u Aksakowicza świeciło się jeszcze, zaszli do niego.
Greifer nie krył się ze swem nieukontentowaniem i oburzeniem przeciwko intruzowi, hr. Żelazowski mu potakiwał, Hamermann także, słowem wszyscy aż do p. Porfirego i aż do Alberta, który jechać musiał, a klął fantazję kuzynki. Ta uraza do Pilawskiego wybuchnęła tu dopiero z całą siłą — żywiona wprzódy tajemnie.
Aksakowicz, D. Werner i Dormund grali w wista, gdy goście weszli tłumnie gwarząc i hałaśliwie rozprawiając.
— Co wam tam takiego? zapytał gospodarz — czego tak burczycie?
— Sam bądź sędzią — odparł Greifer. Słyszaneż to rzeczy!.. ten Pilawski ze swą miną pańską i tajemniczą, ze swą pedanterją i angielską elegancją, komediant jakiś wszystkie nam kobiety bałamuci. Nie dziwił bym się staréj Ormowskiéj, bo téj dosyć ładnéj twarzy aby mieć u niéj łaski.. nie dziwię się innym, tłomaczę panny, które się za mąż chcą wydać — ale pani hrabina! pani hrabina..
— Cóż się stało? zapytał Aksakowicz.
— Jedzie z nim przed naszym piknikiem, w Tatry! Wczoraj nie było projektu nawet, dziś dla tego że on się wybiera i ona rusza.
— No, no, — ale bo mi raz powiedziecie, ozwał się poważnie hrabia Żelazowski — cóż to za ryba? co za ryba? nikt go ostatecznie nie zna... Albert z nim chodził na uniwersytet, ale nie wie nic prócz że bogaty. Może żyd? Któż go wie. Na honor że to jest skandaliczne.
Albert się odwrócił.
Ze nie żyd i że katolik to wiem z pewnością, rzekł — ale więcéj nic. Czy bogaty? tak się zdaje przynajmniéj,
— Ale któż? co i zkąd? nikt nigdy o żadnym Pilawskim nie słyszał — któż go rodzi? dodał hr. Żelazowski.
— Już o to zresztą mniejsza, podchwycił Greifer który genealogji zbyt głęboko sięgających nie lubił, ale cóż znowu w tym człowieku tak osobliwego so hervorragendes, że się tak wysłowię. Przyzwoity ale pospolity sobie — ani z powierzchowności, ani z dowcipu..
— Zachciałeś, zawołał Albert, nie znasz kobiet, im aby co nowego a tajemniczego, najprędzéj się zawsze podoba. Tak i z nim.
— Mnie on — niecierpliwi — dodał hr. Zelazowski.
— Mnie też — rzekł Greifer jest nieznośny z tą swą grzecznością i chłodem. Nigdy z niego niedobędziesz otwartego słowa, zawsze zapięty na wszystkie guziki — tajemniczy, wyprostowany, zimny, sztywny — i gdyby człowiek chciał się do niego przyczepić — nie można.
— A nasze towarzystwo — rzekł Żelazowski — jakby mu niesmakowało. Uważacie jak się ciągle trzyma zdaleka.. każe się prosić..