Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1871 No49 part4.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Mam pani służyć jaką książką? zapytał.
— O! Dixona jeszcze nie skończyłam.. a Dumas’em trochę się dławię.. dziękuję panu.
— Jest rzecz dziwna, wtrącił Gabriel — że mimo niepospolitych talentów pisarzów ostatnich lat, żadna ich książka nie obchodzi, nie przyciąga, nie zajmuje tak jak niedawne jeszcze dzieła téj epoki naszego wieku, która była jakby odrodzeniem ducha.
— Téj epoki ja niepomnę — odparła Elwira — pan także zapewne nie żyłeś w niéj, lub nie czułeś że żyjesz... ale porównywając to co około 1830 roku wyszło z tem co wychodzi 1866 — czuć że tamto byli artyści, a to są rzemieślnicy po troszę. Technika została.. natchnienie upadło... W tamtéj chwili w coś wierzono.. dziś my, w nic.. oprócz naszego smutku...
— To prawda — szepnął Pilawski.. zmęczyli się wszyscy — wyżyli.. odpoczywamy...
Gabrjel widocznie szukał pozoru tylko do dłuższéj rozmowy — Nie chce pani zamówić sobie godziny fortepianu w Warszawskim hotelu?
— Dziękuję, mówiłam panu — muzyka w danéj godzinie jest dla mnie — niemożliwą.
— Ale tęsknota za fortepianem...
— Przeżyć ją potrzeba — jak wszystkie tęsknoty...
Pilawski musiał choć niechętnie się pożegnać, podali sobie ręce, które się ledwie zetknęły, lecz oczy Elwiry pełne wyrazu, smutne, mówiące, spotkały się z jego oczyma i powiedziały mu — do widzenia!
Zaledwie Pilawski odszedł, wbiegła niespokojna pani Jaworkowska, która pana Boga nawet samego prosiła w duchu by natchnął Domską — a dał jéj myśl nieprzyjęcia biletu — odmówienia. Nieśmiała się tego spodziewać.
— Moja Elwiro — rzekła chwytając ją za rękę, no cóż? no co? był pan Pilawski z zaproszeniem? nieprawdaż?
— Tak jest..
— No i cóż? i cóż? proszę cię, jakżeś się zdecydowała?
— Wie mama, podchwyciła córka — ja za Elwirę mam tańcować, proszę się jéj spytać saméj..
— Odmówiłyście? jakto? z nietajoną radością zawołała przyjaciołka — dla czego?
— Mama chora — a ja sama być nie chcę i w chwili gdy ona cierpiąca ani bym mogła..
Przyjaciołka aż w czoło ją pocałowała..
— Rzeczywiście — lepiéj nie mogłyście zrobić — Choroba, niedyspozycja.. i po wszystkiem.. Ja także nie wiem czy będę na pikniku, choć mi doktór ruch zaleca.. Nie jestem zdrowa, pootwierają okna będą przeciągi.. gorąco.. Nie, — nie mogę.. nie pójdę, albo tylko na chwilę, pour faire acte de présence...
— Ale ja muszę być — odezwała się dzieweczka, aby za Elwirę tańcować..
Na to nie było odpowiedzi, Jaworkowska poszła do pokoju przyjaciółki powinszować jéj tego taktu z jakim się znaleść umiała. Łatwo się domyśleć, że choroba pani Domskiéj była umyślna w istocie. Biedna kobieta czuła fałszywe położenie.. i korzystać nie chciała z tego iż jéj nieznano..
— Jaka ty jesteś rozumna i — poczciwa! zawołała Jaworkowska, jak to dobrze, że ty tam nie idziesz.. Spojrzała — Domska w oczach miała łzy.


Piknik jakkolwiek pozbawiony kilku pań na których współudział rachowano, pod berłem hrabiny Palczewskiéj rozpoczął się bardo wesoło i świetnie..