Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1871 No48 part8.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiele, mieszkam w Warszawie.. Oto wszystko co ci o sobie powiedzieć mogę.....
— A majątek? zapytał z nienacka Albert.
— Majątek mój — odparł z namysłem Pilawski, nie wymaga innych z méj strony starań, nad dozór czujny z daleka.
Gdy to mówił Gabrjel, zdawało się Albertowi że każde z tych słów było pilnie wyważone.
Śledztwo nie szło — dalsze badania na razie stawały się nie darowanem natręctwem. Albert pomyślał sobie że przecież miał trzy dni czasu.
— Ale widzę z całego twego bytu i zasobu, rozśmiał się inkwirujący — że mimo tego naglądania tylko na majątek, masz się dobrze..
— O! to co mam dla mnie jest więcéj niż potrzeba — rozśmiał się Pilawski.. ojciec mi zostawił tyle iż mogę żyć bardzo dostatnio i swobodnie..
— I w jakich okolicach? zapytał natrętniéj gość.
— W królestwie mam wszystko — obojętnie zbywając go rzekł Pilawski i podał nowe cygaro..
— Zapal to — widzę że pierwsze nie dosyć dobrze ciągnie, wtrącił — przywiozłem cygara, które ci dam z Londynu, i zaręczam za ich Hawańskie pochodzenie.. Skosztuj tylko..
— A! to które palę wyborne! rzekł Albert ponuro... Rozmowa nie szła... nie było przedmiotu do niéj. Zaczęli się wzajem rozpytywać o towarzyszów rozpierzchłych co się z niemi stało. Mało o którym wiedzieli dokładniéj, Albert ziewał:
— Jak ci się moja kuzynka podobała? spytał.
— Bardzo, osoba pełna życia, młodości, dowcipu prawdziwa iskra, od któréj nawet tak wilgotne towarzystwo jak nasze tutejsze zapalić się musi.
Zagadano jeszcze o tem i owem, Albert piqué au jeu, rozpoczął znowu zwolna pochód ku pożądanemu celowi.
— Masz dom piękny i ogród na wsi? zapytał.
— Na wsi nie mam ani domu ani ogrodu, rzekł Pilawski, ale dosyć ładny dom w mieście, gdzie też się urządziłem. Jest to jeden z tych rzadkich starych budynków stolicy, który ma kawałek ogrodu, drzew trochę i cienia.
— Masz stadninę — konie! boć konie lubić musisz...
— Nie choruję na koniarstwo, rzekł Gabrjel, trzymam parę koni, ale byle zdrowe były i wyglądały przyzwoicie,
— Jest to przecie szlachetna pasyjka.
Ipse dixisti, pasyjka, a ja wszelkich namiętności się wystrzegam.. i pomimo to mam dwie choroby..
— Aż dwie? jakie?
— Kupuję książki i lubię obrazy..
— Toś zgubiony! zawołał Albert — najbogatsi na to dwoje zrujnować się mogą.. Obrazy wolno tylko lubić Rotschildom, a książki profesorom... i bibliotekarzom. Zresztą wiesz, że książka zawsze to skielet życia i mumja myśli.. ja wolę życie i myśl latającą po świecie..
— Wiesz o gustach przysłowie — milczę..
Albert zamilkł także, w téj chwili rekapitulował w pamięci co mu się już zdobyć udało. Pilawski był majętny, bogaty, na wsi nie mieszkał, rodziców nie miał, nie gospodarował, miał dom w mieście.. z ogrodem, biblioteką i zapewne z obrazami.
Reszty rzekł sobie, dojdę jutro.. Powiedzieli sobie dobranoc i rozeszli się.


Nie będziemy nadużywali cierpliwości czytelników naszych, powtarzając im rozmowy dwóch dni następnych, pomiędzy Albertem i Gabrjelem. Obywatel dwukrajów, Poznańskiego i Galicji razem —