Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1871 No48 part7.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Z ochoty...? nie masz więc pan nigdy ochoty.. poszaleć, zakręcić się, upoić, — rozmarzyć.
— Gabrjel spojrzał na hrabinę. Téj ochoty nie mam, dziś to nie dziw rzekł, ale co dziwniéj, nigdy jéj nie miałem, i w mężczyznie po latach dwudziestu ledwie ją pojmuję.
— Czybyś pan miał być nudziarzem i pedantem? Omyliłabym się więc na nim?
— Nie wiem, nudziarzem jestem może, ale temu winien temperament nie wola, mówił Gabrjel. Życie teraz nas młodych chwyta zawczasu w żelazne szpony... Dawniéj dwudziesto sześcio i siedmioletni młodzian był jeszcze w opiece rodziców, dziś...
— Apropos? pan masz rodziców jeszcze? z niechcenia wrzuciła inkwizytorka.
— Straciłem ich już — wzdychając rzekł Gabrjel..
— W których stronach mieszkali? spytała hrabina żywo.
Pilawski na chwilę zamilkł, spojrzał na nią i rzekł, mieszkali w królestwie, ostatniemi czasy w Warszawie. Daléj nie było sposobu badać, pani Palczewska zamilkła. Pilawski mówił wracając do przedmiotu.
— Pedantem nie jestem — lecz w sercu gdy niema wesela... trudno je udawać, a bez wesela się bawić, to męczarnia.
— Miałżebyś pan już doznać prób losu w tak młodym wieku, żeś stracił najdroższy dar młodości!
— Oprócz straty rodziców — los dosyć mnie oszczędzał — nie mogę się nań skarzyć — odpowiedział Pilawski, alem ja smutny, bo czasy nie wesołe.. Jedna praca dziś orzeźwia.
— Nad czem pan pracujesz?
— A! pani! najwięcéj nad sobą! spuszczając głowę i uśmiechając się odparł Gabrjel.
Palczewska mocno była zniecierpliwiona tą niemożnością,dowiedzenia się czegokolwiek od tajemniczego gościa. Zagryzła usta... przybrała minkę wesołą i udała bardzo zajętą być rozmową, która się toczyła przy stoliku. Tymczasem ktoś ją oderwał od Gabrjela — wzywając do zawyrokowania o następstwie tańców i godzinie, w jakiéj piknik pijących wody i zmuszonych wstawać o szóstéj miał się zakończyć. Pilawski odszedł na stronę. Zabawiono jeszcze z godzinę w miłem towarzystwie hrabiny, któréj dom miał tę rzadką własność, iż mimo najlepszego tonu, panowała w nim swoboda przyzwoita i każdy niewiele w nim chwil spędziwszy, przestawał czuć się tu obcym. Albert wziął za kapelusz wreszcie, a Pilawski który na to czekał, wskazał mu że jest w gotowości. Wyszli razem wysliznąwszy się à l’anglaise. Według przyrzeczenia dawny towarzysz poszedł pod Różę na cygaro. Wstąpił tylko pod trzy gwiazdy po drodze, ażeby zmienić ciasny tużurek na wygodniejsze ubranie.
— A no! rzekł wszedłszy do mieszkania Gabrjela i wyciągając się wygodnie na kanapie pan Albert... który już był dokoła okiem rzucił i obejrzał się zręcznie. Cóż ty teraz porabiasz w świecie? Gdzie mieszkasz i gospodarujesz? Czy urzędujesz?.. bawisz się? Widzę książki, zostałżeś na utrapienie całego żywota literatem?
— Nie — ale zardzewieć się lękam i dla tego jak widzisz, czytam, uczę się — odparł Gabcjel. Nauka jest doskonałą zabawą.
— Jak to! anatomja na stole! A! to doskonale!
— Nie śmiéj się — w życiu i ona przydać się może.
Albert ruszył ramionami.
— Ani gospodarzem, ani urzędnikiem, ani literatem nie jestem.. po troszę spekulantem, podróżuję