Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1871 No47 part5.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pierwszych dni ledwie się ktoś ukazał, było pusto.. jam drżała.. zwolna jednak z rekomendacji męża Anny, który miał zręczność jako portjer polecać mnie przybywającym do hotelu, przez stosunki Lizy mojéj, zaczęli płynąć goście i zamówienia. Razem z niemi wpadł jednego dnia czerwono-siny z gniewu pan Radca i z furją żądał rozmówienia się na osobności. Próżność jego była dotkniętą niesłychanie wywieszeniem nazwiska.. drżał prosząc mnie o rozmowę. Z dosyć zimną krwią przeszłam z nim do drugiego pokoju, alem nie usiadła nawet, dając do zrozumienia, iż długiéj nie życzę sobie rozmowy.
— Wać pani, zawołał, chcesz mnie widzę zmusić do okupu.. wać pani chcesz familję moją shańbić i wydać na pośmiewisko.. Żona mojego syna.. człowieka miljonowego — modniarką!!
— Wolę być wyrobnicą, niż niewolnicą! odpowiedziałam, między nami panie radco, interesa są skończone, do nazwiska mam prawo, nikt mi go odebrać nie może, a jeśli dla siebie i dziecięcia nie wstydzę się go wywiesić, dla czegóż bym próżność państwa oszczędzać miała?
— Mościa pani — krzyknął radca — ja to rozumiem! ja wiem wszystko — mów pani warunki?
— Jakie warunki? do czego? zapytałam..
— Pani mnie zrozumiesz! ja cię wykupię z tej sromoty.. rzekł bijąc nogą w podłogę — mów pani ile wymagasz?
— Nic nie wymagam od pana i nie chcę mieć z nim nic wspólnego — to jedyny warunek mój.. Jestem kobietą, jestem sierotą, jestem biedną, lecz com raz wyrzekła tego dotrzymam. — Nie chcę nic od was — jesteśmy sobie obcy, bądź pan zdrów!
— Tak pozostać nie może, zawołał radca chodząc żywo po pokoju — ja na ten skandal dozwolić nie mogę, użyję wszelkich sprężyn, wszelkich środków, mam wpływy, stosunki, nie pożałuję pieniędzy, ale tę nienawistną tablicę na któréj wać pani wywiesiłaś moje nazwisko — zrzucę.. obalę, zniszczę.
Im bardziéj się on gniewał, tem mnie szczęściem przybywało jakiejś niepojętéj krwi zimnéj. Ukłoniłam mu się i chciałam odejść.
— Wać pani jesteś matką mego wnuka.
— Wnuczki, rzekłam, i bądź co bądź prawo ją przy matce zostawia, a ja ręczę, że ani ja, ani ona nic od was nie będziemy potrzebowały.
— Tak! ja ją sam wydziedziczę, unosząc się krzyknął Radca — ja, ja wydziedziczę.
— Ona się sama wydziedzicza ustami matki — odpowiedziałam. Żegnam pana. Radca chciał jeszcze sprobować.
— Ostatnie słowo — zawołał — daję pięć tysięcy talarów rocznie i zupełną swobodę — mieszkaj pani gdzie chcesz.. rób co chcesz, ale dziś jeszcze precz mi z tym szyldem..
— Panie radco, odpowiedziałam — żyłeś pan, urodziłeś się i znasz tylko ten świat, który wszystko czyni dla pieniędzy i za pieniądze, gdzie każdego kupić można.. ja do tego koła nie należałam.. nie rozumiem go i sprzedać się za pięć tysięcy talarów rocznie — nie myślę.
— Sześć! siedem! dziesięć! krzyknął Radca i zamilkł nagłe, ruszyłam ramionami i odeszłam. Dziwna rzecz! mówiłam z odwagą, napozór prawie bez wzruszenia — a łzy stawały mi w oczach i serce biło... sama dziwiłam się sobie, wyrzucałam prawie, że krzywdzę dziecię — a — nie mogłam, nie umiałam postąpić inaczéj. Radca przyskoczył ku mnie z zaciśniętemi pięściami — Co pani myślisz sobie — rzekł stłumionym głosem, w którym gniew kipiał okrutny, — że ja nie potrafię innemi środkami jéj zmu-