Przejdź do zawartości

Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1871 No44 part9.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

panna Elwira, potężne na nim uczyniła wrażenie. O naznaczonym dniu i godzinie Porfiry długie blond włosy ułożył z największem staraniem, ubrał się w wiedeński swój surdut (był to ulubiony jedynak) poświęcił nowe rękawiczki, wdział najkrochmalniejszy kołnierzyk i poszedł ofiarować rękę ciotce, która miała na sobie suknię czarną jedwabną, szal koronkowy dawny ale wspaniały, złoty zegarek u paska i kapelusz ad hoc odnowiony. Wyglądała też wspaniale...
Siostrzeńcowi zapowiedziała wdowa pod grozą gniewu, ażeby się do rozmowy nie mięszał, siedział skromnie i nie okazywał zbytniéj, nieprzyzwoitéj ciekawości. Godzina była dobraną tak i obrachowaną, ażeby te panie znajdować się musiały w domu. Pani Hercegowińska weszła majestatycznie, sznurujące usta i miodowym głosem, którego tylko przy pierwszych znajomościach zwykła była używać — odezwała się:
— Panie mi darują, że się ośmielam.. Jestem prezesowa Hercegowińska z Krakowa.. Celem mych natrętnych odwiedzin jest pobożny uczynek.. do którego my tu fundatorki posągu N. Panny.. wszystkie pobożne panie wzywamy — panie mi darują.
Pani Domska spojrzała na córkę, która pobiegła po woreczek. Przepraszam, że siądę chwileczkę — dodała wdowa.. jestem słaba trochę, a dziś po téj słocie prawdziwy upał.
— Bardzo gorąco — odezwała się pani Domska.
— Jakże pani wody służą? zagadnęła wdowa — prawda że miejsce ciche..... spokojne, miłe...
— A tak... tak jest.. potwierdziła gospodyni.
W téj chwili nadeszła Elwira z woreczkiem, który podała matce.. Pośpiech ten nie był na rękę ciekawéj, udała więc, że nie widzi nic i spiesznie rozpoczęła rozmowę:
— Panie tu, jak widzę i obserwuję — nie mają znajomości, to dosyć.. nudno...
— Moja matka przerwała Elwira, którą Porfiry pożerał oczyma pochyliwszy się aż na krześle i nieco nieprzyzwoicie otwarłszy usta.. — moja matka słabą jest i nie mogła by nawet mając je — korzystać ze znajomości.. ja zaś — bardzo lubię samotność.
— Znamię to pięknéj, chrześciańskiéj duszy do dała wdowa, lecz i ludzie, zwłaszcza w młodośc potrzebni.
— Zwłaszcza — wmięszał się niezręcznie Porfiry, który chciał dowieść iż gada — zwłaszcza że tu mamy towarzystwo bardzo, bardzo piękne! Pani hrabina Parczewska pani baronowa Ormowska ze swemi kuzynkami i.....
Ciotka surowo sznurując usta spojrzała nań i — zamilkł nagle zarumieniony..
— Panie — zdaleka? spytała wdowa.
— My — z Berlina.. odpowiedziała Domska.
— To jest z Poznańskiego — wytłomaczyła prezesowa.
— Nie — pani — mieszkamy w Berlinie.
— Tego ja nie pojmuję jak można żyć w protestanckiem mieście, podchwyciła wdowa.
— Ale my tam mamy kilka kościołów.
— Zawsze to atmosfera inna — westchnęła wdowa.
Porfir się wyrwał nie zbyt szczęsliwie:
— O! atmosfera w Berlinie.. atmosfera.. węglista... pełno kominów... i dymu..
Nikt się nie rozśmiał, ale ciotka surowo spojrzała, młodzieniec chrząknął i umilkł.