Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1871 No44 part8.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

księciu, o panu tym i owym, badając czy ich znał p. Pilawski, — wszyscy oni byli mu choć z nazwisk i stosunków znani, o wszystkich wiedział gdzie się obracali, kto wyjechał, kto był na wsi, ale nie chwalił się bliższemi stosunkami. Surwiński słuchał bacznie, a ubolewał w duchu, iż niedyskrecją popełniono. Zaczęto naostatek mówić o zabawach, o pikniku projektowanym, o urządzeniu go, Pilawski tym czasem wpadł na Dr. Werter’a... i rozpoczął z nim nudną rozmowę jakąś o historji naturalnéj.
— To jakiś literat — rzekł Żelazowski pocichu.
— Co nie przeszkadza, żeby nie miał być... wysokiego rodu, dorzucił uparty Surwiński, teraz wszyscy niemal książęta są historykami, archeologami, poetami lub artystami..
Dobra część wieczora upłynęła.. wszyscy niemal z kolei ocierali się o przybyłego, każdy uznawał że ma do czynienia z dobrze wychowanym i niepospolitym człowiekiem — po nad ten ogólnik nie wybrnął nikt.
Il est diablement boutonné! dokończył po cichu Żelazowski — djabli też go wiedzą co za jeden.
Ku jedenastéj towarzystwo się powoli wysuwać zaczęło, Surwiński który na ofiarę swoją miał oko, widząc że się Gabryel wymyka, wziął za kapelusz, aby go przeprowadzić nieco.
— No — i cóż pan mówi o naszem towarzystwie? zapytał wychodząc na ulicę..
— Bardzo miłe i dystyngowane! odparł Pilawski...
— No — ludzie i ludziska! westchnął pau Karol zwyczajnie u wód; zbierana drużyna.. ale to poczciwe z kościami...
Nie było na to odpowiedzi — szli jeszcze chwilkę razem, potem pan Karol na dobranoc zdjął kapelusz, a p. Pilawski powrócił pod Różę.
Nazajutrz na deptaku opowiadano sobie o panu Pilawskim, którego nazwano Warszawiakiem, zdanie powszechne było, iż młodzieniec jest dobrze wychowany i — jak się zdawało majętny... Co się tyczy rodziny, nikt o żadnych Pilawskich nie wiedział. Na składkę dał obficie złotem...
— A kto go tam wie! rzekł z cicha hr. Żelazowski, może to w istocie magnat jakiś incognito!


Gdy panu Surwińskiemu tak się szczęśliwie powodziło, z drugiéj strony pracowała zacna pani Hercegowińska nad zjednaniem sobie bliższéj znajomości z panią Domską, ale tu szło nie równie trudniéj. Na przechadzkach używała wszelkich srodków, przysiadała się na ławkach, znajdowała na najodludniejszych uliczkach. W kaplicy starała się swą pobożnością zwrócić uwagę i zakrystyjnemi znajomościami. Opiekowala się widocznie chłopcami służącemi do mszy, bukietami na ołtarzu, krzesełkami, to wszystko jednak nie zbliżyło ją do pani Domskiéj, która nie zdawała się nawet widzieć kościelnego gospodarstwa całą zatopiona w swéj książce... Sczęściem dla wdowy poleconą jéj została składka na dokończenie posągu matki Boskiéj, do którego pomysł dał był Grottger.. Miała więc powód odwiedziéć te panie, zajrzeć w ich mieszkanie, przekonać się z otaczających drobnostek... czem, kim by one być mogły, a wreszcie, wejść w rozmowę i znajomość zużytkować późniéj dla zbllżenia się.. Na dnie powszednie wdowa, ubierała się tak niepozornie, tłomaczyła to wielka pobożność a, jak ludzie mówili wielkie skąpstwo. Na ten raz wszakże musiała wystąpić, aby jéj za lada kogo nie wzięto. Nie wypadało też iść saméj, a nikt tak dalece nie ofiarował się towarzyszyć i musiała sobie zamówić siostrzeńca który był uszczęsliwiony tem; gdyż zdala widziana