Przejdź do zawartości

Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1871 No44 part2.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niewyraźnie.. Surwiński na pierwszy raz uznał właściwem nie przeciągać rozmowy, ukłonił się bardzo grzecznie i ze zgasłem cygarem wyniósł. Znalazłszy się dopiero w korytarzu jakoś się opamiętał. Nie zupełnie był zadowolniony ze swéj wyprawy, ale też i nie całkiem z niéj niekontent, — wprawdzie o mało go nie wzięto za kollektora składek, ale.. dużo się dowiedział i nabrał najmocniejszego przekonania, że jako Pilawski ukrywał się jakiś magnat, pragnący zachować incognito. Nic by go tak nie cieszyło nad to, że odgadł, że się domyślił, że potrafił zaraz hieroglif tu wyczytać, — zacierał ręce idąc i uśmiechał się do siebie — chce koniecznie zachowywać incognito — no! to dobrze! Ale gdym go przypiekł aż podskoczył! aż zbladł!... Doskonała historja.. a znajomość zrobiona... nie wydam go to pewno...


Na tem samem piętrze i niemal w téj saméj chwili, gdy pan Karol probował indagować Pilawskiego, w pokojach zajmowanych przez panią Domskę z córką... dwie kobiety w długiem milczeniu siedziały spoglądając na nieznośny deszcz, smagający szyby od kilku godzin.
— Przyznam się mamie, rzekła wstając Elwira, że jeśli tak cały czas słota trwać będzie.. to.. doprawdy zanudzimy się śmiertelnie. Ja wprawdzie obchodzę się bez towarzystwa.. ale na ludzi choć popatrzéć, jestem rada.. a to.. proszęż spojrzeć oknem — świerki, świerki, drzewa, łoza.. gołe wzgórki i kilka wron podróżnjących.
— Jak my! szepnęła pani Domska uśmiechając się.
— Nie — wrony są daleko szczęśliwsze, bo mają instynkt i lecą, gdzie świeci słońce..
— Widzisz odezwała się matka — a to ja ciebie pozbawiam moją chorobą, słońca, rozrywki.. towarzystwa.
— Słońca.. dobrze.. rozrywki, ja mało potrzebuję, a towarzystwa nie łaknę. Mama wie, mówiła Elwira, że dla mnie najmilsza igła i książka.. zieloność i kwiaty, — a jeśli jest jeszcze fortepian, muzyka, nic mi już na świecie nie potrzeba.
— Tu ci jednak nudno... odezwała się matka.
— Dosyć, gdyby mamy nie było.
— Ja coś też chora i sama nudna, nie zabawię.
— Byłoby wszystko dobrze, gdyby się tylko Pan Bóg zlitował i dał pogodę i słońce.. mogłybyśmy pójść trochę w okolice.
— Tak rozumiem i spotkać tego pana..
— Kogo? rumieniąc się i ruszając ramionami zapytała córka — a! że też mamie się zdaje..
— Nic mi się nie zdaje, jestem tego najzupełniéj pewną, że ci się podobał...
— Ale, moja droga matko — oparła się Elwira, przecież go ledwie przez kilka godzin widziałam w wagonie. Mówiliśmy mało, nieznamy go wcale.. a tu.. ledwie się z nami przywitał... przytem, powiem mamie, dodała ciszéj — on mi się wydaje.. pomimo tego pospolitego nazwiska, człowiekiem tego świata i towarzystwa, do którego, my.. (westchnęła) należeć już nie mamy prawa..