Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1871 No43 part8.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wę i przeczucie, że szło o jakąś składkę.. Rękę trzymał ciągle na kieszeni..
— Przychodzę tu, mówił Surwiński — istotnie w bardzo delikatnéj sprawie.
Lekki uśmieszek przebiegł usta p. Pilawskiego.
— Pan pozwoli mi się wytłomaczyć?
— Proszę, proszę!
— U wód, panie dobrodzieju, my tu mamy swoje zwyczaje.. nawyknienia.. trzeba się nieco zabawić — jest młodzież, są kobiety.. Łączymy się tedy, znajomi czy nieznajomi, bez wielkich ceremonji, i... to wieczorek, to pikniczek.. rozumie pan?
— Rozumiem, odparł gospodarz — i bardzo to pojmuję.
Pan Karol korzystając z dawniéj udzielonego mu pozwolenia, przysiadł nieco, obawiając się, aby go zbyt rychło nie odprawiono — nim się dobrze wszystkiemu przypatrzy. Uprzejmy pan Pilawski podsunął mu cygaro — wcale nie okazywał się dzikim. Jednakże nie usiadł sam — stał — co poniekąd dawało do zrozumienia, iż zbyt długo zatrzymywać gościa nie życzył. Na stoliku leżała książka otwarta po angielsku. Zapalając cygaro Surwiński rzucił na nią okiem i z wielkiem zdumieniem dostrzegł, że to była — anatomja opisowa ciała ludzkiego, gdy spodziewał się ujrzeć romans, lub co najwięcéj — broszurę polityczną.
— Ci panowie, rzekł w duchu — miewają czasem osobliwsze fantazje — z nudów.
— Do zabawy, mówił daléj, pilnie się wglądając, im więcéj osób tem przyjemniéj — Widząc tu pana dobrodzieja jakoś odosobnionym, samotnym, a nasze towarzystwo pragnące się wesoło rozerwać, oto przyznam się, przyszedłem mu zaproponować.. żeby się tu z młodzieżą bliżéj zapoznać.
Pilawski posłyszawszy to, jakąś dziwną zrobił minę, sposępniał i mruknął, jakby zakłopotany..
— Widzi pan dobrodziéj — ja dosyć lubię samotność — osób nie znam...
— Za pozwoleniem, żywo począł pan Karol — ja znowu znam tu wszystkich i sumaryjnym rzutem oka na zgromadzoną tu trafunkowo społeczność mogę mu służyć. Nie wątpię, że pan.. (tylko co mu się nie wymknęło hrabia, ale się utrzymał) pan — dobrodziej nawykłeś do jak najświetniejszych towarzystw stolicy.
— Bynajmniéj, bynajmniéj! odparł gorąco zagadniony.
P. Karol się uśmiechnął, dając ruchem ręki do zrozumienia, że temu wierzyć nie chce.
— Przecież hrabinę Za... pan zna..?
— Tak, trochę, rzekł spuszczając oczy Pilawski.
— I pp. P... z Wilanowa i pp. hr. K...
— Bardzo mało.. z widzenia pospieszył gospodarz.
— No — nie nalegam... dodał Surwiński — ale to pewna, iż z saméj powierzchowności pańskiéj znać człowieka nawykłego do pewnych sfer.
— Panie dobrodzieju, zaprotestował Pilawski, jestem w wieku pracy i poważnego zajęcia, mało bywam w... świecie..
Gość ręką kiwnął i mówił daléj:
— Otóż i tu pan znajdziesz towarzystwo wcale nie najgorsze — Naprzód, jeśliś pan uważał, słuszny i barczysty w popielatem ubraniu, to hrabia Żelazowski, sławny koniarz... O! już jak na koniach się zna, to powiadam panu.. pierwszy koneser u nas, jeździł dla edukacji téj do Angiji.
Zdawało się, że gospodarz chciał przerwać, Surwiński mu nie dopuścił i ciągnął mowę nie przestając.
— Mamy tu bardzo godnego obywatela z królestwa, pana Aksakowicza? pan go nie zna.
— Nie, nie mam szczęścia..