Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1871 No42 part8.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w dalszéj przechadzce pan Pilawski — powietrze jest dziwnie orzeźwiające — lekkie do oddychania, przywraca stracone siły... Ja nie mogę się niem nasycić. Nawykły żyć w duszącéj miasta atmosferze...
— I my tak samo — rzekła pani Domska wzdychając..
— Tu zdaje się iż samembym powietrzem tem wykarmić się potrafił, tak mi ono smakuje — dokończył Pilawski.
— Okolice w istocie bardzo piękne — mówiła Elwira. Te łańcuchy gór w oddaleniu, wzgórki, potoki, kamienie — wszystko to malownicze, jak na obrazku... Przyznaję się, że ten kraj wydaje mi się uroczo.
— Ja już kilka razy byłem w różnych okolicach Galicji, podchwycał nieznajomy, a zawsze coraz nowe, w nich odkrywam piękności. Jeśli mi czas pozwoli, chcę korzystać w tym roku i zwiedzić Szczawnicę, Żegestów, Pieniny a może nawet Tatry.
Elwira westchnęła smutnie.
— Panowie, rzekła — jesteście we wszystkiem od nas daleko szczęśliwsi, możecie jeździć gdzie się wam podoba, oglądać wszystkie cuda świata, a my..
— Mnóstwo pań zwiedza Tatry...
— Tak — szepnęła Elwira — ale z nami i za nami tyle nudnych przyborów się wlecze, tyle warunków, tyle za nieodbite uważanych a uprzykrzonych wygódek.. my potrzebujemy towarzyszek... my...
— To prawda rzekł Pilawski, lecz niech mi pani wierzy, wszystko się to opłaca — bo paniom smakuje inaczéj, lepiéj każdy widok, każda nowość, wrażenie każde, gdy my w prędce wyżyci i znużeni — obojętniejem.
— To się nawet nie tylko do wrażeń podróży, ale do całego życia zastosować może — przerwała matka — my świeżość uczuć i wrażliwość zachowujemy daleko dłużéj niż panowie. Stanowi to i szczęście i niedolę naszą...
— Ale my też, dorzucił Pilawski, inne mamy obowiązki inne cele, twardsze do spożycia zadania.. nam przypada rola obrońców, rycerzy, strażników...
— Czasem ona spoczywa i na naszych słabych ramionach, dodała matka.. Westchnęła znowu. Panna Elwira szła jakby zakłopotana, milcząca, końcem parasolika rysując coś po zwirze i oczy trzymając wlepione w ziemię. Rozmowa wszedłszy na te ogólniki przerwała się wkrótce, młody towarzysz szedł ciągle za paniami i zdawał się równie zakłopotany jak one.
— Pani dobrodziejka daruje mi — odezwał się w końcu, iż ośmieliłem się nie będąc jéj znanym i prezentowanym, na mocy tylko kilku miłych godzin spędzonych w ich towarzystwie w wagonie — odnowić przypadkowy a tak dla mnie szczęśliwy stosunek. U wód pospolicie wiele się formalności światowych pomijać zwykło, to mi dodało odwagi. Jednakże, nie mając tu nikogo co by mnie mógł zaprezentować, a nie chcąc dłużéj być zagadką muszę się sam przedstawić...
Zdjął kapelusz. Nazywam się Gabriel Pilawski... mieszkam (tu się zaciął) w Warszawie.
— Obowiązaną jestem wywzajemnić się panu — rzekła ze smutnym uśmiechem matka — nazywam się Domska, mieszkamy w Berlinie... Córka moja Elwira.
— Teraz rozumiem już dla czego panie do Krynicy z Berlina, jechały na królestwo — uśmiechnął się kawaler.
— Inaczéj byśmy się tu dostać nie mogły przemówiła śmieléj córka — matce mojéj nakazano wody koniecznie, miałyśmy jechać nad Ren, tymczasem tam wojna wybuchła... Do Galicji nawet na Drezno