Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1871 No42 part6.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Porfiry na wszystko rezygnowany do klasztoru miał wstręt, z którem się tylko wydawać nie lubił. Odpowiadał więc zawsze ciotce, iż usiłuje w sobie wyrobić powołanie. To jednak nie przychodziło. Właśnie tego dnia gdy panią Ormowskę do drzwi jéj domu odprowadził pan Karol — spodziewając się znać rychłego powrotu siedziała, oczekując na nią w salonie i modląc się tymczasem Hercegowina... Surwiński przez okno, spostrzegłszy jéj kapelusz bronzowy do grzyba podobny, tem rychléj w progu pożegnał baronowę. I ona i panny skonfuzjowane były zoczywszy natrętnego gościa na przesmyku, wymknąć mu się już nie było podobna.. Ormowska weszła pierwsza poważnie się witając.. Wdowa złożyła szybko książkę, i pobiegła na spotkanie.
— Całuję rączki mojéj dobrodziejki — do nóżek upadam zawołała, ośmieliłam się tu spocząć i przyznaję się do spisku, żem koniecznie napaść panią baronowę chciała.
— Bardzom, wdzięczna! szepnęła Ormowska — panny zdaleka dygały.
— A! panieneczki kochane, aniołki moje drogie dodała — ślicznie pozdrawiam... Lusia i Musia pod pozorem przebrania się uciekły. Baronowa musiała zasiąść do rozmowy, potrzebowała też mocno spoczynku.
— Była pani dziś na mszy świętéj? ks. biskup Łętowski miał właśnie o szóstéj... wielkiéj powagi i mąż...
— A! przyznam się że — nie mogłam.
— Szkoda wielka... zawsze msza pastérza naszego... wielce ducha podnosi. Potem nastąpił zwrot nagły...
— Wie pani baronowa — znowu dziś goście nowi.
— Coś słyszałam..
— O kim? o téj pani z córką?
— Tak jest — i o tym młodym panu.
— Młody pan nazywa się Pilawski, z Warszawy... a ta pani Domska z córką Elwirą z Berlina...
— Już mi to mówił Surwiński.
— A! Surwiński! już już! proszę! Wściubski... już chodził na zwiady... bo mnie to sami przyszli powiedzieć z pod Róży, radząc się, czy nie znam.. ale nie znam..
— Słyszę to coś zamożnego i wygląda przyzwoicie — szepnęła nie wiedząc co mówić baronowa.
— Kto to tam może wiedzieć kto to jest, moja dobrodziejko, wzdychając rzekła wdowa, a teraz taki świat że się niczemu nie godzi wierzyć. Zwodnicze pozory, kłamią ustami, sukniami, twarzami, mową... udają i komedje grają...
— Przecież nie wszyscy — cicho dodała baronowa.
— A! pani moja! wyjąwszy panią... i mnie.. żwawo odparła Hercegowińska... któż nie zwodzi kto nie kłamie. Bałamuty!
Westchnąwszy nad ułomnościami ludzkiemi, zacna pani poczęła jak z woreczka sypać rozmaite dowody, iż w istocie nie darmo taki surowy na cały ogół wyrok wydała, a baronowa zmuszona słuchać, a przez grzeczność odpowiadać, starała się przynajmniéj obwinienia łagodzić i wiadomości podawać w wątpliwość. Nużące wszakże opowiadanie, które w miarę, jak jéj się sprzeciwiano, wdowa coraz jaskrawszemi naprowadzała barwami — byłoby zapewne długo potrwało, gdyby w téj chwili ścieżką, która obok domku wiodła ku kaplicy, a zapewne przez nieświadomość innéj drogi, nie przesunęły się dwie nowe postacie... Hercegowina ujrzała je, domyśliła się czy poznała u nich panią Domską — i pożegnawszy się pręciuchno pośpieszyła w nadziei, że gdzieś zbłą-