Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1871 No41 part8.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dowiedzieć, zawsze w końcu celu doścignie, byle miał trochę cierpliwości. Wysiadające panie widział gospodarz, widział Franek lokaj, widziała panna służąca, spotkał w korytarzu pan Paweł Bann Hotkiewicz, odstawny Major od Huzarów. Wszyscy się zgadzali na to, iż obie wyglądały bardzo, bardzo przyzwoicie. Panna Elwira mimo zaniedbanego stroju i choć po męczącéj podróży — wydała się wszystkim bardzo piękną. Matka zdawała się chorą, zmęczoną i mniéj dystynkcją odznaczała. Była, mówił znający się na ludziach gospodarz — at sobie stara jejmość! — panna zaś — co się zowie. I dodawał z pewnym ręki ruchem wielkiego znaczenia: Grandioso, grandioso!
Baron Hotkiewicz który uchodził za znawcę, bywał na balach dworskich i widywał arcyksiężne.. potwierdzał iż panna Elwira wyglądała trés comme ile faut. Uderzało i to w charakterystyce pań, iż pani i panna Domska z wielkim wykwintem i wedle najświeższéj mody były ubrane. Ilość pudełek zwiastowała elegantki wielkie... Burnus panny Elwiry kaszmirowy, nawet jak na drogę, był za nadto wytworny, boć go oprócz postyljonów nikt nie widział.
Korzystając z ciepła i słońca parę osób poszły po śniadaniu przechadzać się do lasku. Pan Karol Surwiński zobaczywszy na oddalonych ścieżkach z cygarem snującego się swojego Pilawskiego, począł manewrować z niezmierną zręcznością tak, ażeby się z nim gdzieś z bliska spotkać, nie będąc znowu posądzonym o natręctwo i nawijanie się, bo tego niecierpiał. Jakoż w istocie dzięki umiejętnym pochodom skrzyżował się, zawsze najniespodziwaniéj niby z p. Pilawskim, ale przechodzący odwracał za każdym razem głowę, udawał że nie widzi i napawał się po wodzie — naturą, a do zawiązywania stosunków najmniejszéj skłonności nie okazał. Pan Karol o tyle tylko skorzystał w strategicznych ruchach swoich, iż mógł się zbliska przypatrzeć krojowi sukien, lasce, kapeluszowi, dewizce z turkusem — i z obserwacji swych wyciągnął znowu to najmocniejsze przekonanie, iż nieznajomy był incognito ściśle zachowującym członkiem jakiejś znakomitéj rodziny krajowéj.
Z tem najmocniejszem przekonaniem powracał, nie chcąc już po raz trzeci się z nim zetknąć, gdy na skraju lasku ujrzał idącą przeciw sobie panią Ormowskę, sławną panią Ormowskę, w towarzystwie nieodstępnych dwóch swych wychowanic i kuzynek, panien Lusi i Musi. Kto nie miał szczęścia znać osobiście pani Ormowskiéj, którą znali od lat trzydziestu wszyscy około Lwowa, w obu królestwach Galicji i Lodomerji i Wielkiem księztwie Krakowskiem, temu nadzwyczaj trudno będzie skreślić wizerunek wierny téj zacnéj damy, która niegdyś była najpiękniejszą między pięknemi, a dziś jeszcze należała do najprzyjemniejszych niewiast dwóch królestw i wielkiego księztwa. Pani Ormowska de domo, ale to już tam przypomnieć trudno, bo nazwisko rodowe było nie zbyt wdzięczne, poślubioną została bardzo młodo hrabiemu P... z którym żyła lat z dziesiątek, owdowiawszy poświęciła się wychowaniu syna jedynaka, a dla ułatwienia tego zadania i znalezienia mu opiekuna a sobie pomocnika, wyszła powtórnie za mąż za niejakiego pana Ormowskiego, człowieka bardzo majętnego lecz posądzanego iż handlem sobie zdobył fortunę. Po Ormowskim owdowiawszy raz jeszcze i wziąwszy spadek bardzo znaczny, bo jéj większą część majątku swego zapisał, nie probowała już wchodzić w nowe związki małżeńskie, synowi oddała dobra hra-