Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1871 No41 part3.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

meldowani miejscowemu zarządowi. W książce znalazł ciekawy, Chaję Ajzyk kupcowę z Brudow z Chaną Gurgich siostrzenicą, i Aaronem Pekfiszem (oczywiście Pekfiszem nieznajomy być nie mógł) następnie radzcę Fryderyka Gotlieba Müllera (niewyglądał na urzędnika wcale), — hrabinę Elizę Maulhorn z baronów Przerętskich z kuzynką Adelą Ernestyną Federzeug — w ostatku pana Gabriela Pilawskiego, obywatela z Warszawy. Oczywiście i tym Pilawskim obywatelem z Warszawy, na żaden żywy sposób nie mógł być arystokratyczny ów młodzian, chociaż z Warszawy — bo nazwa pana Gabriela Pilawskiego zdradzała bruk miejski i pochodzenie plebejuszowskie, w najlepszym razie mógł to być ledwie drobny szlachetka — ten zaś pan musiał należeć do najlepszego świata. Mówiło zanim wszystko a wszystko aż do skromności angielskiéj w ubiorze i cudownego kraju jego niezaprzeczenie londyńskiego bonjourka. Ciekawi przechodząc mimo rozpoznali, iż tkanina z któréj był zbudowany z Brün w Morawii pochodzić nie mogła. Laseczka też, którą n osił w ręku — laseczka pełna szyku nie podobna by pochodzić miała z innego jak najpierwsze magazyny w Europie, a nieużywał by jéj z takim smakiem, tylko człek urodzony, by czuć i oceniać piękno we wszystkiem — nie wyjmując ani trzewika ani czapki. Ludziom pospolitym trafi się mieć coś jednego, niczego, umiejący się szanować posiada tylko wytworne rzeczy. Pudełeczko do zapałek u niego jest artystycznie wykończone, niewidzialne sprzączki są patentowanemi wyrobami — kto się szanuje jest w tem nieubłaganie ścisłym. Takim się własnie wydawał ów nieznajomy.
Zobaczywszy spis przybyłych, bystry ów badacz tajemnic Krynickich — który wziął na siebie dośledzić przybylca, i — przekonany że nieznajomy gość jeszcze zameldowanym nie był — poszedł, jak nazywał — dotrzeć. Dotarciem zwało się wyśledzenie wprost mieszkania jego — poczem już reszta informacji pójść miała jak z płatka.
Lecz spikają się czasami okoliczności nieprzyjazne na ludzi zbyt ciekawych. Młodzieniec właśnie wypiwszy ostatnią szklankę wody, założył ręce w tył z ową laseczką i — poszedł sobie — w góry!! Gdzieś jakby do posągu N. Panny, albo nawet jeszcze daléj. Badaczowi, drapanie się tak wysoko za nieznajomym, na czczo, poto tylko ażeby może znowu zdrapywać się nazad i to napróżno, bo mogła mu przyjść fantazja spaceru samego — wydało się zupełnie niepraktycznem. Wstrzymał zapęd, wsiadł na ławce u zdroju i tu postanowił czekać powrotu. Nie doczekał się go wcale jednak tego dnia, znać wędrowiec inną sobie jakąś obrał drogę. Ciekawiec wrócił zawiedziony i kwaśny pod Trębacza. Takie niepowodzenia zwykło wszakże tylko dodawać ochoty i odwagi dla przezwyciężenia spikującego się losu.
Nazajutrz pruszył deszczyk — ale wytrwały badacz pod parasolem, po śliskich drożynach odbywał zawczasu straż pilną, oczekując na nieochybne ukazanie się nieznajomego.
Deszcz nawet był na ten raz sprzymierzeńcem dobrym, gdyż zabezpieczał od nowéj w góry wycieczki. Zdala ujrzał go już przybywającego, a z kierunku domyślił się iż nie mógł gdzieindziéj stać