Strona:Walka Lutra z katolicyzmem 045.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kazywać. Żadnego z mężów, jeżeli nie był jego przyjacielem i wyznawcą „nowej ewangelii”, nie uważał za prawego człowieka i nazywał go zdrajcą, łotrem.
Panować, rozkazywać mocnym książętom nie mógł bez ich woli, przeto uczepił się głównie chłopów i swoich życzliwych kolegów (humanistów), łaknących dobrego majątku. Stał się tem, co się nazywa socyalistą, czyli wrogiem szlachty i zamożnego mieszczaństwa. Tylko socyalista mógł w owym czasie sięgnąć chciwą ręką po cudze mienie, co się też stało. Nie Luther kradł, lecz awanturnicy uniwersyteccy i chłopi, walczący z wielkimi panami. Ratowali się także w ten sam sposób ubodzy szlachcice.
Na prawo, na lewo kręcił się Luther bezustannie, nawracając katolików do „pełnej wolności” i „nowej ewangelii”. Chętnie uciekały oprócz już „wolnych” mnichów młode mniszki z klasztorów, aby im było przyjemnie w swoim własnym domu i słodko w objęciach kochającego męża.
Luther nie powstrzymywał mnichów i mniszek, cieszył się nawet, że uciekinierzy i uciekinierki poszukali sobie prędko żony i mężów. On sam, jako „poseł Boga”, usunął się tymczasem od tej rozkoszy od „wolnej miłości”.
Chcąc koniecznie pokonać katolicyzm, wzywał nawet „Zakonnych Rycerzów”, aby złamali przysięgę i zrzucili z siebie „przestarzałą wiarę”, a wzięli na siebie „nową”; powinni się ożenić z kobietami bez namysłu i rozdzielić majątek „Rycersko-Zakonny” między siebie. Chętnie patrzałby na ślub, na wesele biskupów i opatów... Zdaniem jego mówił Pan Bóg: „chcę, abyś ty miał pomocnika i abyś nie był sam”.