Strona:Walka Lutra z katolicyzmem 035.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chciał stracić przyjaźni księcia, który nie znał dokładnie jego charakteru, i nie chciał się narazić jednemu ze swoich przyjaciół, który stał po jego stronie. Gdyby ów przyjaciel wiedział, że „prorok nowej ewangelii” łasi się do księcia Fryderyka, ogłosiłby go w gromadzie humanistów niedołęgą, albo fagasem wielkich panów. Ani jednym ani drugim nie był czupurny, gwałtowny Luther. Szedł ostro do swojego celu, nie oszczędzał pióra i gardła. Piórem umiał dokuczyć swoim nieprzyjaciołom, co czynił często, a gardłem wrzeszczał zwykle jako mówca na katedrach uniwersyteckich albo na ambonach.
Przykro mu było, ale nie było rady. Dnia 2 kwietnia jechał do Wormsu. Po drodze powitali go w Erfurcie humaniści jak tryumfatora. Mnóstwo ludzi nazywało go „bohaterem ewangelii”.
Zanim szedł do Wormsu, uczył jeszcze swoich wielbicieli, co i jak mają robić. W kościele augustyańskim mówił: „Ten buduje kościół, drugi leci do św. Jakóba, albo do św. Piotra, trzeci pości, modli się i chodzi bez trzewików... Taka robota jest niczem i trzeba ją zniszczyć. Nie zapomnij tych słów: nasze wszystkie dzieła nie posiadają siły. Ja zniszczyłem, mówi Chrystus Pan, grzechy, które macie na sobie; wierzcie tylko, że ja jestem tym, a będziecie uczciwymi”. Zawsze to samo powtarzał wszędzie Luther, chociaż nie było potrzeba. Szczera modlitwa albo pokuta, aniżeli jego dziwaczna reforma.
Do Wormsu przybył Luther 16 kwietnia. Nazajutrz wezwano go do sejmu i przed tron cesarza. Pytano go, czy się przyznaje do swoich książek. Odpowiedział półgłosem: tak. Po drugiem pytaniu, czy chce te książki odwołać, prosił pozwolić mu namyśleć się.