Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Parole d’honneur, widziałem! Nie tylko podpis, ale i kółeczko loco sigili postawione!...
— Fałsz!
— I znów argument! Et — szambelansiu, zapomniałeś już jak się to robi?! Twój podpis i zgoda jest, oświadczenie pani szambelanowej także, papiery pójdą, gdzie trzeba i finis! Przykro mi, iż ci to muszę dopiero wykładać, ale cóż, na mnie wypadło! Parole d’honneur, gdyby mi kto tydzień temu powiedział, że otrzymam nominację na niańkę kochanego szambelana, tobym go chyba wyzwał! Nic, szambelansiu, źle ci nie będzie! Dzbański poczciwy na moich rękach stężał! Piwniczkę masz, szafarz, słyszałem, zjechał, wysapiesz się, no i minie!
Twarz pana Anastazego przybrała trupio zielony kolor, ostatkiem sił wspierał się rękoma na poręczach fotelu.
— Bolesza! — rzekł cicho pan Anastazy. — Poślij po Ksawerego, jadę dziś, zaraz, do Walewic! Nie chcę wiedzieć o niczem, nie chcę znać... Wracam!... Niewdzięczna! Żmiję wychowałem, przygarnąłem! Ksaweremu podyktuję pisanie do niej, niech czyni, co jej się podoba!... Nasłali cię na mnie!... Z Ksawerym muszę się widzieć!...
— Hm — hm! To będzie trudno! Chyba za parę dni!...
— Dziś wracam do Walewic!
— A cóż tam pilnego, niema gwałtu! Ziąb od kilku dni, trenów wojskowych na drogach tyle, że ani przejechać!...
— Wracam! — upierał się pan Anastazy drżącym głosem. — Tu dla mnie niema miejsca, Ksawerego przyzwij do mnie, wydam mu dyspozycje... Bolesza! Słyszysz! Pomnij na dawną zażyłość!... Muszę wracać! Słaby jestem!... Znać nie chcę nikogo, słyszeć o niczem! Podeszli mnie, sam widzisz, nasłali jeszcze ciebie!... Mój Bolesza... nawet ciebie!...
Bolesza odchrząknął z komiczną powagą i wyciągnął rękę z tabakierką do szambelana.