Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

stazego, stawiało hrabinę na nogi i zatrzymywało szambelana u drzwi.
Dość było pani Walewskiej wyrazić się z powątpiewaniem o szafirowej sukni, do wdziania której tak usilnie namawiała szambelanowę księżna, aby pani de Vauban najuroczyściej przyznała, że suknia jest za jaskrawą, nadto rzucającą się w oczy i że jedynie kolor czarny będzie najlepszą i najwygodniejszą oprawą wdzięków szambelanowej, a zarazem i tłumaczem powagi, w jaką pani Walewska gotowała się uzbroić.
Z godziny na godzinę zaufanie szambelanowej do hrabiny rosło, tak, że gdy późnym wieczorem pani de Vauban zaczęła gotować się do odjazdu, pani Walewska ze szczerym żalem się z nią rozstawała, zaklinając ją po kilkakroć, aby dotrzymała przyrzeczenia i przybyła nazajutrz, dla towarzyszenia jej na obiedzie u księcia Borghese.
Po oddaleniu się hrabiny, gdy szambelanowa przebiegała myślą historję przebytego dnia, gdy wspominała, że tak niedawno żywiła mimowolne uprzedzenie do pani de Vauban, że bez złośliwego uśmiechu nie umiała wymienić jej nazwiska, czuła jakąś wewnętrzną skruchę, coś jakby wyrzut sumienia dręczył panią Walewskę.
Była przecież tak niesprawiedliwą, tak powierzchownemu sądowi dała się uwieść, tak lekkomyślnie, tak krzywdząco o niej się odzywała! Prawda, niepodobna zaprzeczyć pewnych faktów.
Dziwne stanowisko pana de Vauban, jego uprzejmość dla księcia Józefa, a potem te różnorodne historje.. Kto wie po czyjej stronie wina. Życie układa się niekiedy tak osobliwie! Plotka tak łatwo czepia się kobiety!... Na samej sobie żywy miała przykład. Unikała cienia, nawet myśli złej nie dopuszczała do siebie — a jednak, ileż słów zużyć musiała, ileż przysiąg, aby bodaj tę dobrą, szlachetną hrabinę przekonać,