Strona:W podziemiach ruin 24.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wrze z nim przyjaźń dozgonną; w przeciwnym razie zdobędzie zamek i nie pozostawi tu kamienia na kamieniu.
Usłyszawszy dźwięk tego głosu, Ziembiński zatrząsł się i zbladł, poznał bowiem swego siostrzeńca, Juliana Jakubowskiego, ale milczał i czekał.
Chorąży uśmiechnął się, pokręcił wąsa i rzecze:
— Twój pan, graf von Tannenburg, jest łotrzyk wierutny i będzie wisiał prędzej czy później. Córki nie dam, jakom mówił, a zamku niech dobywa. Zobaczym, kto silniejszy?!
— Ostrzegam, póki czas! — zawołał parlamentarz.
— Ostrzegaj psich synów, jakoś jest sam, służąc niemieckiemu plugastwu, i radzę uciekaj, bo cię ustrzelę z rusznicy, jakem szlachcic.
Skończyła się tedy rozmowa na niczem, i oczekiwano nowego napadu. Ziembiński, po tej rozmowie, wziął dwudziestu zaufanych i kazał im przez całą noc kopać nowy chodnik podziemny, tłomacząc się, że jeden chodnik jest zaciasny na tylu ludzi.
I znów kilka dni było spokojnych, aż nagle dostrzeżono z zamku nowe wojsko. Poznał zaraz chorąży nieprzyjaciół Rzeczypospolitej: byli to Szwedzi.
Rozpierzchli się szeroko po kraju, pilnując każdej drożyny, każdego przesmyku i poczynając sobie, jak żołnierz doświadczony, przemyślny i w wojennem rzemiośle wyćwiczony.
— Ano, zginę, to zginę! - rzekł do ciebie chorąży i z wielką czułością oddawał dobranoc swej rodzinie. Nie wątpił on, że Szwedzi będą sprzymierzeńcami brandeburczyka i wspólnie uderzą na Ostrów.
Jakoż istotnie przypuszczenia jego wkrótce stały się rzeczywistością: pewnego dnia o świtaniu Szwedzi uderzyli ze wszech stron na Ostrów. Dzielną i skuteczną była obrona, gdy nagle w dziedzińcu zjawili