Strona:Władysław Szlengel - Pięta Achillesa.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
PIĘTA ACHILLESA
Motto:
Młodość kipi
Młodość wre —
Hi hi hi hi —
He - he - he —

Ten nie frasobliwy wierszyk nie jest moim utworem. A żałuję. Maximum treści ba filozofii życiowej — zamknięte w tak nie wymuszone i bezpośrednie rymy świadczą o głębokim humorze autora. Tak jest, proszę państwa. Ten wierszyk to motto — jedno, z trzydziestu kilku zdobiących każdą humoreskę wściekle wesołego zbioru Tadeusza Wittlina („pięta Achillesa“ wyd. Plan. 1939). Tadeusza Wittlina trudno zaliczyć do jakiejś grupy literackiej, a raczej do wielu grup mógłby rościć uzasadnione pretensje. B. redaktor „Cyrulika Warszawskiego“ — pisma które wywarło olbrzymi wpływ na polską satyrę — wpływ, który ocenić będziemy mogli należycie z perspektywy lat, — zasilał to pismo wielu utworami o głębokim i ciętym dowcipie politycznym; w 1929 roku wydaje zaszczytnie wyróżniany tom poezji (Trasa na parnas). Tom który pasuje go na liryka pierwszej klasy. Zdawało by się, że młody autor ostrzący sobie zęby na satyrze politycznej w „Cyruliku“ ustatkuje się i poprzestanie na niefałszowanej poezji. Ale, nie. Tadeusz Wittlin w 1935 roku wydaje powieść „Marzyciel i goście“ nagrodzoną na konkursie powieściowym „Kuriera Porannego”. Potym milknie. Buja gdzieś po świecie, pisze powieść sensacyjną (ukaże się dopiero teraz p. t. „Dolina małp” odaje się praktyce prawniczej i znów wraca do punktu wyjścia. Popularny Tadzio-Tadzio wydaje tom kapitalnych humorestek p. t. Pięta Achillesa. Śmiejmy się — kto wie czy świat potrwa trzy tygodnie — powiada Beaumarchais. Ale z czego dziś się śmiać? Nie nastrajają nas wesoło depesze ze świata, ani radio, ani ciężkość wisząca nad Europę. Nie śmieszą nas nawet butne acz groteskowe mowy dyktatorów — kto wie czy świat potrwa trzy dni — gdybym miał pewność, że dłużej nie potrwa chciałbym te trzy dni spędzić z arcywesołą książką Wittlina. Różnorodność tematyki, formy i stylu — galeria wyszukanych typów i typków skreślonych lekko i brawurowo pozwała zaliczyć tom Wittlina do rzędu analogicznych prac O‘Henry‘ego, Twaina Teffiego i Rody-Rody. Wittlin ma jednak atut bijący o głowę swych sędziwych poprzedników. Wittlin ma niezwykłe wyczucie pointy. Dowcip nie „rozchodzi się po kościach“ — nie rozwadnia się w nagromadzonych kalamburach, prowadzi lekko i interesująco od punktu zaczepienia do teatralnie dawkowanej pointy. Stary wyjadacz teatralny, autor skeczów i współpracownik rewiowych scenek stolicy prowadzi nas do swego wesołego teatru książkowego i prezentuje nam serię swoich ciętych satyr z pewnością reżysera i maesterią wykonawcy.. Wybuch śmiechu czai się nieodwołalnie na końcu każdej humoreski — niespodziany efekt czeka zdawałoby się na kurtynę. Każda humoreska wyposażana jest w motto w rodzaju wyżej wzmiankowanego — te motta to dowcip conferanciera, miłe rysuneczki Osieckiego to rekwizyt i dekoracja. Jeżeli pomyślimy, że tę wesołą rewię można wziąć ze sobą do łóżka a a po przeczytaniu często do niej powracać chciałoby się dodać stylem recenzentów, teatralnych, że spektakl może liczyć na długotrwałe powodzenie. „Nie znamy dalszych planów i zamierzeń literackich Tadeusza Wittlina, czy pisać będzie powieści, liryki czy sensacje — ten tom jest niewątpliwie cennym wkładem do polskiej literatury satyrycznej.

WŁAD. SZLENGEL.