Przejdź do zawartości

Strona:Trójlistek by JI Kraszewski from Gazeta Polska Y1887 No60 part9.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie mam szczęścia, — przerwał melancholicznie Atanazy. — Ludzie mi przyznawać raczą, że interesa widzę i sądzę zdrowo. Ilekroć dotykałem się cudzych, wyszło to na korzyść moich przyjaciół, ale w moich rękach ten sam pieniądz w najniepojętszy sposób stawał się ofiarą bogom podziemnym.
— A wiesz pan, zawołała Balbina, — że, gdybyś pan w najgorszym razie stracił nawet połowę tego, co ja mam, niema może na świecie drugiej takiej, któraby wcale nie umiała uczuć swej straty? Ja nie byłam stworzoną do bogactwa, które mi więcej cięży, niż mię oswobadza. Czytałam ekonomistów, bom ich widziała u pana i była niemi zaciekawioną. Wiem z nich, że grzechem jest kapitał owocujący rozproszyć. Boję się więc popełnić grzech przeciw społeczeństwu... a posiadając ten złoty klucz... nie mam najmniejszej ochoty nic nim otwierać. Jutro w perkalowej sukience, jako dozorczyni ochronki, byłabym pewnie równie szcześliwą, jak dziś jestem w jedwabiu, który mi zawadza, bo go szanuję...
Śmiała się szczerze, mówiąc to, a oczy jej potwierdzały wymówki, które mu czyniła, że jej na pomoc nie wzywał...
— Dziś wreszcie jesteś pan spokojnym? — dodała wkońcu.
Atanazy zawalał się, zmieszał i pozostał milczącym.
— Weźmijże mnie pan do spółki, — dodała żywo. — Wiadomo przecież powszechnie, że mam wcale niezasłużone szczęście... przyniosę je panu...
Atanazy tak był przejęty tem jej napastliwem dobrodziejstwem, że, żywo pochwyciwszy jej rękę, poniósł do ust i zatrzymał zbyt długo.
Zarumieniona gospodyni zlekka mu ją wyrwać musiała, widząc oczy, na siebie zwrócone.
Piotr z ironicznym wyrazem patrzał na tę scenę, której nic nie brakło, aby była jaknajwyrazistszą. Znaczniejsza część przytomnych tłómaczyła ją sobie nawet, jako oznakę, że między nimi wszystko skończone zostało, co poprzedza kobierzec... Cały wieczór ten miał