Przejdź do zawartości

Strona:Trójlistek by JI Kraszewski from Gazeta Polska Y1887 No60 part10.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jakąś fantastyczną cechę, jakiegoś ducha, który najprostsze czynności obracał w pełne znaczenia zjawiska... Godziny jego dwoiły się i skracały, rozmowy wiodły, przeskakując ogromne przestrzenie, myśli latały niepochwycone, ciągnąc za sobą w nieznane światy.
Gdy p. Atanazy, upojony nim, wychodził z domu p. Balbiny, zdawało mu się, że od czasu, gdy tu wszedł, do tego momentu, gdy z niego wychodził, upłynął wiek, — wieczność. jakaś nieokreślona, długa czasu przestrzeń, która się nie dawała obrachować. Wiedział tylko, że mu starczyło na zupełne przerobienie wewnętrzne, na odrodzenie, obmycie, zrzucenie wszystkich podartych łachmanów, w które przyodziany, tu wszedł, i na odzianie w nowy płaszcz purpurowy jakiegoś szczęścia, o jakiem nigdy nie marzył.
Stąpał, obawiając się, aby mu pod nogami nie osunęła się ziemia, aby go lada powiew nie porwał do góry, aby ta cała fantasmagorya, w której przeżył chwilę, nie zmieniła się w sen okrutny i fałsz.
Lecz nie... Oprócz tego, co miał w sobie, wszystko dokoła jaknajdotykalniejszą uderzało go rzeczywistością z całym jej przyborem poczwarności. Krok w krok za milczącym ulubieńcem losu wlokła się złamana jego ofiara, — Piotr, — uśmiechający się w milczeniu temu widzeniu, które się powoli rozwiewało.
Długo nic nie mówili do siebie. Piotr miał poszanowanie dla tego stanu ducha, w jakim I odgadywał brata. Życzył, aby jaknajdłużej żył zaczerpniętem z ust p. Balbiny powietrzem, wiedział, że zetknięcie się ze światem i rzeczywistością zamgli obraz, już blednący, i uczyni go nieprawdopodobnym.