Przejdź do zawartości

Strona:Trójlistek by JI Kraszewski from Gazeta Polska Y1887 No57 part3.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

głoby się to tłómaczyć tylko spowiedzią i komunią, ale ja dziś nie przystępowałem do stołu Pańskiego. A co! widzi pani, że nawet tak przegniły i zepsuty człowiek, jak ja, poprawić się może.
— Nigdy o tem nie wątpiłam, — odezwała się Balbina, — w niebiosach masz tam orędowniczkę, która się wstawia za nim... zacną żonę swą.
— Niech to będzie i jej dziełem, — odparł, śmiejąc się, stary, — kiedy mnie już pani o własnej mocy nie uznajesz za dosyć silnego nawet aby się od kieliszka wódki powstrzymać.
— Żartowałam, — przeprosiła Balbina, — nie gniewaj się pan.
— Nie mam żalu, — mówił Piotr, idąc za nią. — Miałaś pewnie słuszność, wspominając zony mojej opiekę nademną. Musi być właśnie naszemi interesami zajęta, bo i o was nie zapomniała.
— O mnie? — spytała zdziwiona.
— Tak, bo któżby tu sprowadził pana Atanazego, jeżeli nie ona? — dodał Piotr.
Balbina zarumieniła się mocno.
— Wypłaciłeś mi się pan, — szepnęła, — tylko pan Atanazy nie przyjechał do mnie.
— Ręczę wszakże, iż go pani widzieć będziesz.
— Spodziewam się, jest grzeczny, — odpowiedziała Balbisia.
— Odpłaćże mu się tą samą monetą.
— Mówisz pan za nim?
— Dlaczegóżby nie?
— Nie byliście z sobą dobrze...
— Ale ja mam słabość do niego, — dodał Piotr. — Jest do mnie podobny, — wszyscy to znajdują, chociaż on się zachował świeżo, a jam zbrukany, jak ścierka... Ludzie, do siebie podobni z twarzy, zawsze sympatyę mają wzajemną...