Przejdź do zawartości

Strona:Trójlistek by JI Kraszewski from Gazeta Polska Y1887 No45 part4.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie był to żaden zły człowiek, chociaż wyglądał na opoja, zbója i złoczyńcę...
Piotr już miał dla niego upatrzone miejsce i zapewne się nie miał pokazywać w Krakowie, gdzie, jako politycznie skompromitowany, nie był bezpiecznym, i t. d.
Atanazy słuchał, niewierząc, a rad, że Piotra w domu niebyło, korzystał z tego i poufną rozmowę zawiązał z Balbisia... Niewiele się jednak od niej dowiedział.
Gdy spytał o rozporządzenia majątkowe, o których wieści dochodziły, że mogły dla niej niepomyślne sprowadzić następstwa, panna Balbina odpowiedziała bardzo spokojnie:
— Bardzo panu dziękuję, że się łaskaw jesteś zajmować tem, co moją przyszłość obchodzi... ale ja mam po rodzicach tyle, że, choćbym straciła coś, nie będzie to dla mnie groźnem... Nie przywiązuję zbytniej do majątku ceny. Jest on raczej ciężarem, niż dobrodziejstwem. Jedyną jego dobrą stroną, iż dozwala być ludziom pomocą; nie wdaję się w to, co opiekunowie moi robią...
Uśmiechnęła się łagodnie.
— Każdego roku z tego, co mi wydzielają, zawsze coś pozostaje, choć staram się pozbyć grosza...
Atanazy przerwał jej, dodając bardzo pospolity frazes, — że to było niezmiernie łatwem.
— A! nie, — odparła Balbisia, — nauczyłam się tego od jednego świątobliwego kapłana, że pieniędzmi, nieopatrznie rzucanemi, wiele złego zrobić można. Mam to na pamięci. Są ludzie, którym pieniędzy dać się niegodzi, bo je na złe obracają.
Z przedłużonej o tym przedmiocie rozmowy przekonał się, że Balbisia miała rodzaj filozofii wyrobionej własną myślą i pracą, uczącej ją pogardy bogactw, a ceny istotnych życia skarbów, składanych w duszy.
Bardzo zręcznie Atanazy umiał potem przejść do rodziny, obowiązków, jakie ona wkładała na swych członków i t. p.
Balbisia i tu miała pojęcia idealne, rozciągające obowiązki względem familii aż do najdalszych jej ramifikacyi, ale siwowłosego patryarchę lub poważną matronę chciała mieć