Przejdź do zawartości

Strona:Trójlistek by JI Kraszewski from Gazeta Polska Y1887 No21 part6.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

starannie, choć guzików brakło krótkiemu surducikowi, odziany był, jakby nieswojemi sukniami. Rękawy surduta krótkie dozwalały widzieć ręce drobne, chude, zbrukane i podrapane... ale niezawodnie piękne niegdyś. Dziś poogryzane do krwi paznogcie, zgrubiała skóra, poranione palce... chować je zmuszały... Do kapelusza, surduta i do całego ubrania miękkie, powykrzywiane buty stare były doskonale dobrane.
Parę rękawiczek podartych trzymał w ręku, a z kieszeni wyglądała ogromna chusta kolorowa, niemogąca się w niej pomieścić.
Na piersi z lewej strony wydęta kieszeń, na której odpiętnowany był gruby pugilares, znamionowała człowieka, chodzącego — za interesami.
P. Atanazy, domyślając się, o co chodziło przybywającemu, już sięgał do kieszeni, gdy z ukłonem, wielce manierowanym, i uśmiechem, do wykrzywienia podobnym, powitawszy go, przybyły zapytał głosem ochrypłym, który kaszlem się oczyścić starał:
— Wszak mam honor mówić z panem Atanazym... dziedzicem Długowoli.
— Tak jest, odparł zagadnięty, domyślając się, że imie jego wyczytać musiał na tablicy hotelowej; — tak jest... ale czego pan chcesz? nie mam czasu.
Odprostował się pytający i, dobywszy chustkę, otarł nią twarz szybko.
— Szkoda, przepraszam pana, odezwał się, — alebym prosił o pozwolenie na rozmowę o bardzo ważnym dla mnie interesie...
— Interesie? podchwycił p. Atanazy. — Ale jakiż pan możesz mieć interes do mnie?

— To się da widzieć, jeżeli pan zechcesz pozwolić... — rzekł nieznajomy, ślinę, cisnącą mu się do ust, przełykając, i napróżno starając