Strona:Rozbitki (Józef Bliziński) 063.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

(prowadzi ją na kanapę) Widzisz, mnie tak te interesa przycisnęły, że nieraz musiałem się przeniewierzyć temu, co powinno było liczyć się dla mnie do artykułów wiary. Niech kto do mnie wyciągnął choćby najbrudniejszą łapę, byle z paczką banknotów, gotów byłem ją uścisnąć, chociaż wewnątrz coś mi się burzyło na to... Pieniądz jest wielką potęgą, dając człowiekowi możność utrzymania się na wysokości swoich zasad, i zaczynam wierzyć, że największą ze zbrodni, źródłem wszystkich innych jest trwonienie go bezmyślne, bo tylko wyjątkowe natury zachowują godność w niedostatku. Masz przykład: byłem zagrożony sekwestracją, w tem ten się zjawił jako wybawca.. i cóż? tego człowieka, na któregobym kiedy indziej nie spojrzał, posadziłem na pierwszem miejscu przy stole... z musu odegrałem z nim nizką kemedję,[1] (żywo) bo świadczę się Bogiem, że mi wówczas ani przez myśl nie przeszło to, co się później stało.
Gabrjela. O, ja sobie tego przebaczyć nie mogę... ale z początku widziałem to zupełnie inaczej; mama, nie powiem żeby mnie zmuszała, ale przedstawiła mi to w takiem świetle... (żywo) a głównie przyczyniła się do tego Łechcińska.
Szambelanic. O, ta baba!
Gabrjela. Byłam zbłąkaną... powinnam była poznawszy go, od razu przyjąć jak na to zasługiwał, bo czułam do niego wstręt... na każdym kroku obrażał moje najdelikatniejsze uczucia... o, co ja wycierpiałam!
Szambelanic. Biedaczka.
Gabrjela (z płaczem rzucając mu się w objęcia) Ja dla was robiłam tę ofiarę, ale czułam że mi braknie siły.
Szambelanic. Czemużeś mi się nie zwierzyła, byłbym się postawił względem niego tak, żeby i nie zamarzył o zbliżeniu się do ciebie... (wstając, żywo) błazen jakiś... dziecko chciał mi zaprzepaścić (p. c.) Przebacz mi, to moja wina, powinienem był to spostrzedz... tem bardziej, że od razu mi się to nie podobało; ale byłem egoistą, przyznaję się do tego... przytem słabym, bezsilnym... może nawet nie chciałem widzieć... myślałem sobie, że potrafił ci się podobać, więc byłem kontent, że to... jakoś.. interesa się poprawią... Oj! te pieniądze...
Gabrjela (nagle) Ah! mnie to wszystko rozum odebrało!... gdy sobie wspomnę (zasłania oczy rękami).
Szambelanic. No, cóż jeszcze? uspokój się... już się skończyło.
Gabrjela. Jak mogłam zdobyć się na podobny krok, z nim... to było chyba z rozpaczy! on miał prawo mną pogardzić!
Szambelan. Kto?
Gabrjela (z płaczem) Władysław.
Szambelanic. Nie rozumiem.
Gabrjela. Ojcze drogi, myśmy się kochali... najlepszy, najszlachetniejszy z ludzi, i ja dobrowolnie odrzuciłam te skarby serca jakie mi ofiarował, z zimną krwią zadałam mu taki ból, i jeszcze, jakby mało tego było... (szlocha; p. c.) co on sobie o mnie pomyślał!
Szambelanic (p. c.) No, więc pójdziesz za niego, skoro tak. Dumnym będę z takiego zięcia... Najprzód, Czarnoskalski, a potem...

  1. Przypis własny Wikiźródeł błąd w druku — komedję