Strona:Rozbitki (Józef Bliziński) 040.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

za mną szalała... Ale wie pani Łechcińska, daję słowo honoru, nie przeszło nam przez myśl małżeństwo.
Łechcińska. Pewno hrabia już wtenczas ostatkami gonił.
Kotwicz. Sam jej wynalazłem męża.
Łechcińska. Żeby się kochać z czystem sumieniem... rozumiem... Ale musiał hrabia dopiero dobrać safandułę.
Kotwicz. Całe życie była mi wdzięczną.
Łechcińska. Co! kto chce, to się tak urządzi na świecie jak w raju... tylko trzeba mieć rozum. Najgorsze to czulenie się, to nic nie warto, jak matkę kocham... (p. c.) Zapewne tylko go patrzeć, bo przecie wypada żeby był drużbą... Nie uwierzy hrabia, jak jestem ciekawą.

SCENA II.
Kotwicz, Łechcińska, Michałek (w gustownej liberji strzelca z pysznym bukietem w ręku; później) Zuzia..

Łechcińska. Piu! patrzcie państwo!... co za bukiet... on się jednak zna na rzeczy.
Michałek Ładny, prawda? ale co to kosztuje!... jak płacił, aż mi żal było... za dwa cisnął całą garść papierków.
Łechcińska (ciekawie) Za dwa? a gdzież drugi?
Michałek Drugi? (u. s.) bodajże cię... (głośno) jaki drugi?
Łechcińska. Czy nie powiedziałeś, że kupił dwa bukiety...
Michałek. No, to co?
Łechcińska. Nie udawaj głupiego, mój kochany.
Michałek. Wszystkie mu były za małe, więc kupił dwa i kazał z tego zrobić jeden taki... (na stronie robi gest drwiący, pokazując język).
Łechcińska. Wiesz że twój pan miał doskonały węch odmawiając cię panu Dzieńdzierzyńskiemu... takiego mu właśnie potrzeba, jak ty... tylko wyciągnij dobre zasługi... (poufnie) komuś nosił drugi?
Michałek. Mogę przysiądz że nie nosiłem nikomu (n. s.) tylko posłaniec z pod teatru.
Łechcińska (nie kontenta) No, to zostaw i wynoś się.
Michałek. Nie mogę, dalibóg, bo pan kazał mi zostać tu na usługi, a takie jest psie prawo, że trzeba słuchać pańskiej trąby.
Łechcińska. Tylko nie odzywaj się tak ordynaryjnie, bo tu są pokoje nie psiarnia, rozumiesz?
Zuzia (wchodząc) Powiedzieli w magazynie, że będzie gotowe za pół godziny. (spostrzega bukiet) ah! jakież to śliczne kwiaty... jej! (do Michałka) czy to dla panienki?
Michałek (drwiąco) Myślałaś że dla ciebie?
Zuzia (odbierając bukiet) Co prawda, wolałabym co innego.
Kotwicz (do Michałka poufale, biorąc go na bok) Słuchaj, bo mnie przecie możesz powiedzieć: gdzie nosiłeś drugi bukiet?
Michałek (z niewinną miną) Proszę pana! przecie gdyby tak było, tobym zaraz powiedział.. pan mnie zna.
Kotwicz. Na Chmielną?
Michałek. Żeby mnie pan zabił, nawet nie wiem, gdzie Chmielna.
Kotwicz (do siebie) Z pewnością dla Walerki.