Strona:Rozbitki (Józef Bliziński) 030.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

panu, wystarcza, abym go dobrze przyjęła, jeżeli rzeczywiście przedstawi się jako starający... niestety, nie mam w czem przebierać.
Łechcińska. E! to o pannuńcię nie ma, widzę kłopotu!.. a starsza pani tak się martwiła.. Jak matkę kocham, tak mi się już jej żal zrobiło, że byłam gotową zryzykować się na intrygę — chociaż sie tem brzydzę — byle pannuńcię namówić... (poufnie) Starsza pani turbowała się szczególniej o to, czy pannuńcia z kim w romansie nie stoi.
Gabrjela. A toż co znowu!
Łechcińska. No, niby, czy się pannuńcia w kim skrycie nie kocha.
Gabrjela. Choćby tak było, mama wie, że moje położenie nie pozwala na ten zbytek, abym mogła iść za mąż z miłości... (p. c) gdyby, gdyby!...
Łechcińska (z współczuciem) Mój Boże, to tak jest... chciałoby się duszy do raju, a tu.. jakie my kobiety nieszczęśliwe!... (p. c.) Pan Maurycy tak marudzi z tą swoją panną Pauliną, że Bóg wie, kiedy to będzie... a chociażby, to cóż z tego, obejmie Czarnoskałę, a z pannuńcią co się stanie?... czyje dzieci piastować, bo... ale! (ciszej) znowu komornik przyjechał.
Gabrjela. Nie może być!
Łechcińska. Jak matkę kocham! podsłuchałam niechcący przechodząc koło kancelarji... chce spisywać wszystko w pokojach, licytować... awantury!... pan Maurycy i pan Władysław sekują się tam z nim, szczególniej pan Władysław... słyszałam... ale co oni poradzą, kiedy nie ma tego... (pokazuje liczenie pieniędzy).
Gabrjela (chodząc i łamiąc ręce) Moja Łechcińsiu!
Łechcińska. Pannuńciu złota, nie ma co medytować, tylko pana Boga wezwać w pomoc, i... próba frei... może Bóg da... (poufnie) mnie się zdaje, że on ma żyłkę do kobiet, a takiemu nie wiele trzeba, żeby się zapalił... Już kiedy on do mnie się wdzięczył, a nawet Zuzi nie przepuścił, to dosyć.. a gdzież tu porównanie... (wskazuje na zwierciadło, przed którem właśnie stoją).
Gabrjela. Ale cóż Łechcińsia wygaduje!
Łechcińska (spojrzawszy w okno) A Jezus! jadą... biegnę do starszej pani... (idzie na lewo; wracając sie) A niech się pannuńcia przeżegna. (wychodzi na lewo).

SCENA VI.
Gabrjela, (p. c.) Maurycy.

Gabrjela (sama) Po co ona mi to powiedziała! czułam rumieniec na twarzy.
Maurycy (wchodzi głębią nie widząc Gabrjeli, wzburzony) Nie! prowadzenie rozmowy w tym tonie jest dla mnie niepodobieństwem... Słuchać zarzutów, z których każdy wypadałoby odbić policzkiem, być zmuszonym zniżać się do próśb, wykrętów... a!... żyć raczej suchym chlebem, byle uniknąć takiego położenia!
Gabrjela. Gdyby się to dało wykonać tak łatwo, jak szumnie brzmi w frazesie.
Maurycy. A! byłaś tu?
Gabrjela. Cóż cię tak wzburzyło?
Maurycy. Nic... tak... złożyły się rozmaite okoliczności.