jak go rodzice zmuszą... (n. s. zdesperowany) Poplątałem się... (po chwili błagalnie) Polu!
Pola. Ale cóż papka żąda odemnie.
Dzieńdzierzyński. Ne fais pas des grima-s, mniej wzgląd na mnie, zrób też coś dla papki.
Pola. Powinniśmy się strzedz cienia pozoru, że się narzucamy... przeceniając zaszczyt należenia do towarzystwa osób, które właśnie z tego tytułu... mogłyby nas traktować... lekko...
Dzieńdzierzyński (niespokojny) Nas traktować lekko? nic podobnego nie zauważyłem... zkądże ci to w głowie?
Pola. Mówię tylko... że nie powinniśmy się na to narażać.
Dzieńdzierzyński (chodzi p. c.) To prosta rzecz, ale tu nie ma tego rodzaju obawy... sami ujmują nas na każdym kroku, a jeżeli jesteśmy już jak domowi, to wszystkie awanse były z ich strony.
Pola. Papka może się łudzić.
Dzieńdzierzyński. Ale broń Boże! chybaby tak zręcznie udawali. Są ze mną tak poufale... nazywają papką.
Pola. Ojciec jest w tym wieku, że zbyteczna poufałość może być dla niego ubliżeniem.
Dzieńdzierzyński. Przesadzasz Polu, jak cię kocham przesadzasz... (uprzedzając odezwanie się Poli) tylko dajno się przekonać: ty mnie tak nazywasz, a że ciebie uważają już za swoją... więc.. tak sobie, pour plaisir... w dobrej komitywie.. ale! à propos papki... proszę cię, bo ty znasz lepiej język francuzki... co za przysłowie może być na: papka?
Pola. Dla czego?
Dzieńdzierzyński. Bo Władysław powiedział mi coś, czego nie zrozumiałem, a nie wypadało mi się zapytać...
Pola (żywo) Pan Władysław?... i cóż to było?
Dzieńdzierzyński. Kiedy zapomniałem... czekajno... qui est papka, plus papka... (spostrzegając Gabrjelę) cicho! później ci powiem.
Gabrjela (wchodząc z lewej strony) Polu, możebyś się teraz pofatygowała do mamy.
Pola. Już można?
Gabrjela. Obudziła się i prosi cię. (bierze Polę pod rękę).
Szambelanic (wchodzi z prawej strony) Jest tu sąsiad? (spostrzega Polę) a! witam pannę Paulinę. (ściska jej rękę, ona mu oddaje niski dyg) Powiem państwu pocieszną nowinę: zgadnijcie też, kogo będziemy mieli dziś na obiedzie?... ani by wam przez myśl przeszło.
Dzieńdzierzyński (zainteresowany) No, no, no?
Szambelanic. Głupstwo, ale mnie irytuje... Co to jednak znaczy forma w życiu towarzyskiem... Są tacy, co się z tego śmieją, tymczasem ja powiadam, że gdybyśmy odrzucili formy, obcowanie z ludźmi stałoby się istną torturą.
Dzieńdzierzyński (spoglądając na Polę) To, co ja zawsze powiadam.
Szambelanic. Bo o cóż nam chodzi?... o to, żeby człowiek z którym okoliczności każą nam żyć,