Strona:Romeo i Julia (William Shakespeare) 032.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
W zaloty chodził do córki żebraczej.
Nie słucha; ani piśnie, ani trunie;
Zdechł robak; muszę zakląć go inaczej.
Klnę cię na żywe oczy Rozaliny,
Na jej wysokie czoło, krasne usta,
Wysmukłe nóżki i toczone biodra
Z przyległościami, abyś się przed nami
W właściwej sobie postaci ukazał.
Benwolio. Gniewać się będzie, jeśli cię usłyszy.
Merkucio. Co się ma gniewać? Mógłby się rozgniewać,
Gdyby za sprawą mojego zaklęcia
W zaczarowane koło jego pani
Inny duch wkroczył, i stał tam dopóty,
Dopókiby go nie zmogła: to byłby
Powód do uraz; moja inwokacya
Jest przyjacielską i godziwą razem,
Bo wywołuje w imię jego pani
Jego jedynie naturalną postać.
Benwolio. Pójdź! skrył się owdzie pomiędzy drzewami,
By się tam zbratał z tajemniczą nocą:
Ślepym w miłości ciemność jest najmilsza.
Merkucio. Możeż w cel trafić miłość, będąc ślepą?
Niechże tam sobie po ciemności maca,
Jak długo zechce. Dobranoc, Romeo!
Idę ledz w mojem łóżku za kotarą,
Bo to polowe tu dla mnie za chłodne.
Czy idziesz także?
Benwolio.Idę; próżno szukać
Takiego, co być nie chce znalezionym.
(Wychodzą).


SCENA II.
Ogród Kapuletów.
(Wchodzi Romeo).


Romeo. Drwi z blizn, kto nigdy nie doświadczył rany.
(Julia ukazuje się w oknie).
Lecz cicho! Co za blask strzelił tam z okna!
Ona jest wschodem, a Julia jest słońcem!
Wznijdź cudne słońce, zgładź zazdrosną lunę,
Która aż zbladła z gniewu, że ty jesteś