DWá zamki ná pagorkach ná wysokich ſtały,
A przekop miedzy ſobą iſcie wielki miáły.
W ktorym był pies obiemá iuż dobrze znáiomy,
Gdy k obiádu trąbiono, biegał by ſzalony.
Do tego do owego, bo záraz trąbiono,
Skoro w iednym przeſtano, w drugim uderzono.
Pśiſko bieżąc k iednemu, k drugiemu ſie wrácał,
Przetoż ku żywnośći ſwey, nic w nich nie námácał.
BŁazen ieden przy chorym będąc ſwoim pánie,
Dał mu Doktor lekárſtwo, pátrzał co ſie sſtánie.
Uznał kęs, á Doktor rzecże, iuż ſie dobrze sſtáło,
Dzieſięć złotych dáć zá to, widzimi ſie máło.
Ten rzekł: iże ia zádkiem bárziey trzáſnąć mogę,
Y tákże wnet ucżynił, wznioſzſzy trochę nogę.
Toćby káżdy ten pierd moy drożey mogł ſzácowáć,
Jeſli zá tám ten dzieſięć, zá ten ſto złotych dáć.
WAdzili ſie raz s ſobą dwá młodzieniaſzkowie,
Jeden mieyſki, á drugi kſięży, bárdy w mowie.
A gdy ſie ták weſpołek ſromotnie ſwárzyli,
Rzekł mieyſki kſiężemu, po niemáłey chwili:
Wżdyś nie ieſt Krolewſki ſyn, nie dzierz ták o ſobie,
Acż ocyec twoy koronę nośi też ná głowie.
Y chodzi w złotohławie, w purpurze w koſciele,
Milcżże lepiey á nie mow ták o ſobie ſmiele.