Strona:Rej Figliki 085.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Jáko dziecięciá wołáć ná mácierzy ſiedząc.

JEdná páni drugiego pytáłá gadáiąc,
Jákobyś ty ná dziecię, ná mácierz wſiadając,
Záwołał by bieżáło, ten rzekł żebych milcżał,
Bałbych ſie páná oycá, by mi kiyem nie dał.
Páni rzecże zle bacżyſz, gdy chłop iedzie w drogę,
Zrzebię zá nim rże goniąc, Kobyłkę niebogę,
Ten woła cżecżau cżecżau, by mu nie zginęło,
Abo ſie w wąwozie gdzie z nim nie minęło.



Co żonę chciał s okrętu wyrzućić.

NA okręcie kiedy ſie morze záburzyło,
Cięſzkie rzecży wymiotáć, áby ſie ulżyło,
Z okrętu roſkazano, ieden żonę wziąwſzy,
Pocżął ią pilnie dzwigáć, w ſuknią uwinąwſzy.
Oná kiedy wrzeſzcżáłá, pocżęli go káráć,
Pytáiąc cożeſz to chciał zły łotrze udziáłáć.
Ten rzekł: gdy co cięſzſzego, chcemy mieć ná piecży,
Ja ná ſię żadney nie mam, nigdy cięſzſey rzecży.



Złodzyeie co błazná chcieli okráść.

ZŁodzyeie w nocy weſzli w komorę błaznowi,
Y mácáli po kaciech, gdzye kto co ułowi.
Ten rzecże: á coż chcecie mędrſzy niżli ia być,
Ja we dnie tu nie mogę nigdy nic ułowić.
A wy chcecie omácmie, pewnie iż chybicie,
Idźcie dáley ia iádzę, tu ſie omylicie.
I Owa ſtára przypowieść, iż nic u nágiego,
Zbroyny nigdy nie weźmie, kiedy nie máſz cżego.