PIſał ieden ná ſcienie, nágo mi namilſza,
Drugi potym wzyął kretkę, będzye s tego inſza.
Nápiſał, Jáłowicá koſzule nie miewa,
Podobno ná pokoiu tá u páná bywa.
Ten przyſzedſzy nápisał, Wołowi ſie godzi,
Co wſpominał Jáłochnę, bo to ſpołu chodzi.
Jákie benedicite, też oremus tháki,
Kto tym rymom przygáni, cáłuy bábę w kłáki.
PAniey iedney zuchwáłey też ſie mędrek pytał,
Jáko ſie ma ná zdrowiu, bo ią bládo záſtał.
Tá rzekłá, chwáłá Bogu, iuż mi ſie ulżyło,
Bo mi wierę cáłą noc, cięſzko w pierſiach było.
Miáłám dzis wodny ſtolec, á iſcie obfity,
Byłby wam był ná głowę, káłkus známienity.
Y w Brodzyeby od niego, gnidy poginęły,
Bo ty źrzodłá áż s cieplic, práwie wypłynęły.
Z Jednego kuglowáli, drugi ſie ſiedząc ſmiał,
A więtſzą ſpráwiedliwość, ſnadź niż ten ná to miał.
Ten rzecże, dzyękuy Bogu, iże mnię tu widzą,
Aleć pod tą pokrywką, więcey s ciebie ſzydzą.
Bo być mnie tu nie było, tobącby oráli,
A ledwe iáko kárwu, w pług nie záprzągáli.
Niezleć z drugich kuglowáć, ále pánie dutku,
Chceſzli ſie s Soyki náſmiać, nie mieyże ſam cżubku.