Strona:Rej Figliki 053.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Synowie co máć podrzebiáli.

KAzał ksiądz ná pogrzebie, á wdowá umárłá,
Mowiąc: wie bog tá duſzá gdzye ſie dzis opárłá.
Bochmy w piſmie ználeźli, gdzye nawyſzſze niebo,
Nie padłby zá trzy látá, młyńſki kámiwń z niego.
Stárſzy brát rzecże drugim, ieſliże to prawdá,
Fiu fiu brácia náſzá máć ieſzcże gdzyeś u dyabłá.
Bo kiedyć kámieniowi ták nieſporo z gory,
Náſzá ledwe ćwierć mile ubiegłá przed kury.



Páni co Wyżlicżki dáć niechciáłá.

PAni máłą Wyżlicżkę w fártuchu dzyerżáłá,
Jeden iey o nię prośił, dáć mu iey niechciáłá.
Ten rzekł: więc choć tę cżarną pod fártuchem dacie,
Kiedy ſie w tey co to pſtra ták bárzo kochacie.
Bo mam wygę láguzą ták záwieśiſtego,
Ze uſzy rowno z gębą wiſáią u niego.
A zá Liſem do iámy áż zá ogon wywlec.
Y z nim bych ią uchował, by ſie też y miał wſciec.



Jáko żoná mężá żáłowáłá.

CHłopá żoná zdechłego gdy we wśi chowáłá,
Miedzy inym nieſzcżęſciem ná to nárzekáłá.
Ach moy miły Marćinie, iuż moy ſmiech uſtánie,
Kiedyś ono więc przez ſen cżáſem wołał ná mię.
O miła Máchno nie bzdzi, tom ſie ia uſmiałá,
A ktoż mi to dziś rzecże, bych ſie y uſráłá.
Albo gdyś mi więc groźił, bá więręć dam piętą,
Jeſliże ſie nie ſtuliſz w tę dupę przeklętą.