Strona:Podania i legendy polskie ruskie litewskie (Lucjan Siemieński) 139.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Drugi. — Jak sobie zechcesz! tylko mego obejścia niezaczepiaj, bo ja mam dobrą gospodynię.
Tu nastąpiło krótkie milczenie; przerwał je ogień drugi: ale, ale, tam na górze twojego obejścia jest źłókto (naczynie drewniane do odparzania bielizny) mojéj gospodyni, żebyś mi go niespalił.
I znowu nastąpiło milczenie niczém nieprzerwane; a na drugą noc, gdy przestrzegana gospodyni rozgniewanego ognia podarku mu nie postawiła, wszczął się pożar, który całe jéj obejście zniszczył; zostało tylko na zgliszczu źłókto zupełnie nietknięte, do pierwszéj gospodyni należące.


121. Wiatr.

Gospodarz na połoninie pokrywał kolibę. A co pokryje, to silny wiatr powieje i łat zerwie. Trwała ta mitręga jakiś czas; aż pobudzony do gniewu gospodarz cisnął nóż przeciw wiatru, złorzecząc mu; niebawem téż wiatr ucichł i gospodarz mógł zaczętą pracę dokończyć. Zbywszy się roboty, rozniecił dobry ogień i zaczął wieczerzę warzyć; właśnie było po zachodzie słońca, kiedy wziął się do jadła, aż tu idzie człowiek jakiś niezmiernie pokaleczony, że mu ani oczu, ani twarzy niewidać i rzecze do gospodarza: Dobry wieczór. — Gospodarz odrzekł: Daj Boże zdrowie! Siadajcie, jeśli łaska do wieczerzy. Nieznajomy zaś odpowiedział: Wieczerzaj zdrów; — a po niejakiém milczeniu popatrzywszy na gospodarza, dodał: Masz szczęście; gdybyś mię był uczciwie nieprzyjął, byłbym cię nauczył, jak nożem przeciw wiatru ciskać; widzisz, jakeś mię pokaleczył; na drugi raz strzeż się rzucać nóż przeciw wiatru. To rzekłszy, przepadł.