— Myślę moi drodzy, żeśmy wygrali... — Wyciągnięto z koła numer dwa miliony pięćset tysięcy sześćset siedemdziesiąt i pięć!.. — Czyż to nie nasz przypadkiem numer?...
— Zdaje mi się że nasz... odrzekł Couvreur, zdejmując z gwoździa paltot, z którego kieszeni wydobył pugilares, a z tego bilet nabyty w dystrybucyi, na ulicy Sekwany. Przypatrzył mu się i przeczytał głośno:
Dwa miliony pięćset dziewięćdziesiąt tysięcy sześćset siedemdziesiąt pięć!... Oto rzetelny numer naszego biletu!...
Jakób Lavand, Klaudyusz Fremy i Karol Vivier, zaczęli wykonywać tańce wysoce fantastyczne, w czasie których Lavand uderzył nogą w nos swoje vis-à-vis i zawołał:
— Co to za szczęście kochane moje dziatki!... co to za szczęście! — Adryan Couvreur, ma, trzeba przyznać, jakiegoś wabika! — Byłem najpewniejszym, że wygramy, skoro on los wyciągnął. Nie mogło być inaczej...
— No, nareszcie, wieleż wynosi nasza ta wygrana? — zapytał Vivier.