deksu... Rzemiosło lichwiarza znam doskonale...
— O! — rzekł Joubert zadrżawszy.
— Czyż nie mam przyjaciół, którzy przychodzą do ciebie przejadać zboże na pniu, lub dyskontować swoje majątki... Czyż nie wiem na jakie dajesz im procenta?...
— Mam duże stosunki w świecie pomiędzy ludźmi, którzy najlepiej umieją się bawić... Będę ci nasyłał klientów... dam ci całe chmary klientów — zobaczysz. — No cóż, zgadzasz się papa czy nie?... Bierzesz mnie za wspólnika, czy nie bierzesz?...
— Nie o tem dla ciebie marzyłem... szepnął z westchnieniem Placyd.
— Wiem... wiem... odrzekł Leopold z głupowatym, przerywanym czkawką uśmiechem.
— Chciałeś mi dać pannę z dwoma i pół milionami, pannę, za którą tropisz zapamiętale i wytropisz zapewne... A więc papo! nie potrzebna nam już ta panna!... Porzucam życie pajacowskie i zabieram się do pracy... Będę orał od rana do wieczora, jak pierwszy lepszy