Niewidoma wypiła wino duszkiem prawie.
Po raz drugi zaświeciły się oczy Jouberta...
Niebo było coraz czarniejsze.
Błyskawice nie ustawały, głuche grzmoty rozlegały się gdzieś jeszcze daleko w głębi horyzontu.
— Potrzeba tylko trochę wiatru i burza nadciągnie lada chwila... odezwał się doktór. — Korzystajmy z czasu panie Joubert!... żebyśmy się nie zapóźnili przypadkiem.
— Jestem tego samego zupełnie konsyliarzu zdania — odpowiedział prawnik. — Panie nam raczą wybaczyć... Józefowo, pozamykaj dobrze drzwi za nami...
— Niech pan będzie oto spokojny... zamknę je jak się należy.
Odjechali obaj około siódmej, o w pół do ósmej wsiedli do pociągu i razem przybyli do Paryża. Rozłączyli się dopiero na placu Bastylii.
Ten powrót z doktorem, był dla Placyda początkiem ważnego w danym razie dowodu. Ażeby dowód ten lepiej umocnić, ażeby mieć świadków, że był o