skoro tak postanowiłem. — Uważaj to za rzecz najpewniejszą!...
Leopold opuścił ręce.
— Dobrze ojcze... — Zrobi się to, skoro sobie tego życzysz, ale to dziwne swoją drogą! Kiedyż zobaczę Klarę?...
— Kiedy uznam za stosowne, zaprowadzę cię do jej matki...
— Do jej matki? — wykrzyknął Leopold. — Co mi też ojciec opowiada? — Ona jest przecie sierotą...
— Myślała, że jest sierotą... — ale odnalazła rodzinę... Nie masz zresztą potrzeby mnie wypytywać, bo ci więcej teraz nic nie powiem... Postaraj się zerwać co tchu z Lucyną Bernier, bo za sześć tygodni będziesz miał żonę i będziesz bogatym... — A teraz dobranoc... nie zatrzymuję cię — potrzebuję wypocząć...
Leopold uścisnął ojca za rękę i wyszedł zapytując sam siebie, czy on nie śni przypadkiem, bo to wszystko co słyszał, wydało mu się sennem marzeniem.