— Tak panie...
Adryan zbity z tropu i zmartwiony, podziękował i wyszedł na ulicę.
— Znała przejście i skorzystała, aby uciec przedemną.. Taki byłem żem ją nareszcie napotkał szęśliwy! i znowu po wszystkiem!... Można naprawdę stracić do reszty głowę!.. A jednakże mam jeszcze jakąś nadzieję!..
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Klara Gervais, bardzo źle spała po tym dnia pełnym wrażeń najróżnorodniejszych.
Nazajutrz wstała bardzo rano, ubrała się starannie ile pozwalała na to skromna jej garderoba i zeszła powiedziawszy dzień dobry stróżce, która zawołała:
— Życzę ci powodzenia moje dzieciątko, ale muszę powiedzieć, żeś palnęła wczoraj wierutne głupstwo! — Chciał cię uczynić właścicielką... o! tego się tak łatwo nie odmawia!! Doprawdy, że nie!!
Klara wzruszyła ramionami i poszła dalej,
Wstąpiła do mleczarni, wypiła filiżankę czekolady i potem pieszo udała się przez bulwary na ulicę Caumartin, gdzie przybyła o trzy kwadranse na dziewiątą.
Pani Thouret przyjęła ją życzliwie.