— Biuro się w tej chwili zamyka, ale jeżeli pan będzie sobie tego życzył, jutro o dziewiątej, będzie pan mógł w dalszym ciągu robić poszukiwania...
— Przyjdę jutro i dopóty będę przychodził, dopóki nie przewertuję wszystkiego do ostatniej kartki...
— A zatem do widzenia... do jutra!...
— Do jutra... Dziękuję po tysiąc razy za łaskawość pańską.
Placyd skłonił się i wyszedł.
W przedpokoju i w korytarzu nie zastał już nikogo.
Cóż się stało z agentem Bonichon?
Czy dał za wygranę i opuścił stanowisko?
Benichon nie tak łak łatwo się zniechęca, za nadto pragnie zdobyć przyobiecane wynagrodzenie, ale gdy zobaczył, że ci wszyscy, którzy czekali opuścili urząd jeden po drugim — zrozumiał, że mu samemu pozostać nie wypada. Mógłby wzbudzić podejrzenie. To też wyszedłszy na ulicę, zasiadł w powozie najętym na godziny i wlepił oczy