wiątą a dziesiątą.. Zapewne nie będą mnię trzymać długo, więc może i zaraz powrócę... Ale muszę być punktualną... uciekam...
I młoda dzieweczka pobiegła szybko w stronę placu Bastylii, ażeby wsiąść w omnibus i dojechać naprzeciwko ulicy Caumartain.
W trzydzieści pięć minut później, Klara zatrzymała się przed magazynem pani Aleksandry Thouret.
Zachwycona była fasonem i bogactwem prześlicznych kapelusików, umieszczonych w wystawie, przybranych w drogie pióra i bardzo kosztowne koronki.
— To magazyn w całem znaczeniu pierwszorzędny... mówiła sobie. — Czyż na prawdę ma i mnie jakaś szczęśliwsza zabłysnąć gwiazda?... Dotąd wcale nie miałam szczęścia, czyżby mi odmienić się miało. Ręką trochę drzącą ujęła za klamkę niklową. Drzwi się otworzyły, a modniarka pochylona nad księgą rachunkowa, podniosła głowę.
— Pani Thouret?... zapytała sierota.
— Tak jest... Czego panienka życzy sobie odemnie?...