bną!... Bądź pan łaskaw zająć jeszcze miejsce...
Człowiek o fizyonomii ptasiej postawił z powrotem kapelusz na kzreśle i nie okazując najmniejszego zdziwienia zasiadł ponownie.
Podczas gdy w kancelaryi notaryusza pana Davida działo się to wszystko cośmy powyżej opowiedzieli, czterej młodzi ludzie, ubrani czysto i starannie, wyszli z domu i podążali ulicą Sekwany, rozmawiając i śmiejąc się wesoło.
Należeli oni, jak się zdawało do klasy rękodzielników czy artystów, prędzej jednak wypadało ich brać za ostatnich niż za pierwszych.
Jeden z nich — wyjątkowo ładny chłopiec, lat dwudziestu pięciu co najwyżej — wydawał się szczególniej ożywionym i rozradowanym.
— Czy nie uważacie, w jakim Adryan pysznym humorze?... — odezwał się któryś z kamratów i zwracając mowę do kolegi, dorzucił:
— Co się z tobą stało od wczoraj?... Czy z jakich kilka ładnych panien nie