Strona:PL Waleria Marrené-Walka 278.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gryzając wargi i tłumiąc w sobie gniew wywołany tak jawną zmianą postępowania.
Przypominasz pan sobie zapewne, mówił Placyd obojętnie, chociaż nie uszło mu żadne z uczuć Salickiego: graniczną sprawę o puszczę z ojciem hrabiego Leona.
— Sprawę tę wygrałem ostatecznie, odparł Salicki.
Ziemba uśmiechnął się szyderczo,
— Sprawa podobna nigdy ostatecznie wygraną nie jest wyrzekł powoli; rozpocząć ją można na nowo na mocy nieznanych dokumentów.
— Jakto! zawołał pan Heliodor teraz przestraszony na prawdę.
— Hrabia, Leon ciągnął dalej Ziemba, znalazł dokumenta, których brakło ojcu jego, udowodniające jego własność i sprawę wznawia z pretensyami o lata używalnośc stracone korzyści.
Tu już pan Heliodor zbladł i zmieszał się; ludzie jemu podobni tak przywykli są do powodzenia, żą się obejść bez niego nie umieją.
— To być nie może, szepnął; zkąd pan to wiesz panie Ziemba? dobry, kochany panie Ziemba, to być nie może.
Ale dobry kochany pan Ziemba nie zdawał się wcale wzruszonym tą nagłą czułością.
Te dokumenta, wyrzekł, są w moim ręku.
— W twoim ręku, wybuchnął pan Heliodor, ważąc znaczenie tych słów łatwych zresztą do zrozumienia.
— W moich, odparł skromnie Placyd. Hrabia Leon powierzył mi je.
Salicki uderzył się w czoło: czyż hrabia Leon także obracał się przeciwko niemu? Przez chwilę wielki człowiek powiatu był zupełnie pognębiony.
— I dla czegóż, spytał wreszcie, hrabia Leon powierzył je panu?
Pytanie to było proste, przecież pochwyciło Placyda